OCALENIE
W zimowe wieczory
zgrozy
gdy zamiast śniegów
padają głowy
gdy światła upiorne
wypełnią pokój
dopalona świeczka zgaśnie
nie otwieraj drzwi
połknij klucz
abyś nigdy na pole
nie wyszedł.
MIŁOSIERNY ANIOŁ
Gwieździste niebo trzepocze
rozżarzonymi spojrzeniami
wymazanego lata
zza zasłony nocy
wyskakują monstra
łamią kończyny
dopiero nadchodzącego maleństwa
kruszą duszę
staruszkom i dzieciom
czyje sny porozsypywano
pomiędzy szlochem
i modlitwą
o ocalenie.
WYPAROWANIA
Zmęczone dziewice
ciągnąc się bezwładnie
ocierają
swoje uschłe organy
na trotuarach
zostaje ślad
ze śluzu
niezadowolenia.
Dachy miejskiego szaleństwa
płaczą codziennie
szukając ocalenia
nieznanego
nie uznanego
Boga
lub
Diabła.
ŚWIT
Zrobili ze mnie cień
przyszłego
zakompleksionego
stworzenia
nadali słowa
wyimaginowane
puste
żeby oddzwaniały
w uszach
wyrzucili
owoc wyobraźni
ze zgniłej wnętrzności
niech spaceruje
jak cień
przyszłego.
JAK GOŚĆ
Gram
obok pustej puszki piwa
żołądek się kurczy
pod ciężarem
w szerokim zakresie
błogie fale światła
przyzywają duchy samotników
przez pokój ciągną defilady
nieznanych
nie przeżytych
w ręku
pustek
przejściowe ocieplenie
zimy
ignorując świat
poza sobą
zapraszam siebie
w odwiedziny.
KONFEKCJA
Istota smarowana pokrzywą
nabiera odporności
w konserwie
przyciśnięta vakuum
z celuloidową taśmą
i numerem
koło szyi.
DROGA
Ty też posiadasz duszę
podróżniku
bezmiar
rozdziera otchłanie
przez które przesypuje się piasek
nieuwaga
dopala słomę
koszmar białej przestrzeni
czyni mrok bardziej ciemniejszym.
OSTANIA NUTA
Kwaśna pomarańcza
umarła w rękach
bazarnika
sok się leje po twarzy
przypadkowego przybysza
zwiędłe skórki
przeżywają ostatnie chwile
w koszyku zgniłych żyć.
STĄD DO
Uścisk kajdan ciążył.
Zepsuty ząb miał smak
Skrypt skradziony w przerwie do.
Październik miał trzydzieści jeden.
Hiacynty nie kwitną na czas.
Francuski szampan rozlany po.
Siedmiogłowi smok mówi więcej.
Nic nie jest jak.
BŁĘKITNA PORCELANA
Namaluj mnie na porcelanie
tak jest łatwiej
rozbić mnie,
tłuczenie jest męczące.
Rozpryśnięty w tysiące kawałków...
śmieszny obraz ironii.
Prawidłowo zrobione sztuczne zęby
lecą ponad głową.
Walkman zagłusza ironię,
wymazuje świat głupoty
którą się bronisz.
Moje oczy spacerują po porcelanie
jak po oleju,
gapisz się na nich z twojego głupiego świata.
Nie dotykaj moich oczu!
Już nie są błękitne.
Nie widzę już jakie są.
PRZEZNACZENIE
Wiatry wojny
porwały blask zorzy
pozostawiając ciemność
żeby się tliła
jak świeczka
która nigdy nie zgaśnie.
OBSZARY
Do lewego skrzydła
przykleił się zmrok
gdy prawe ciągnie się
wystraszone-
jest zawinięte w cieniutkie
prześcieradła.
SCYZORYK
Sfrustrowany bękart
wywołuje wyobraźnie
nienarodzonego dziecka
płacze błękitnymi łzami
w kształcie kryształu
zmarzłego górskiego słońca
w głębi duszy czuje
żar z papierosa
płomień drogocennego szaleństwa
pokój wyzywa
koniec świata
niedorosłego krasnoludka
przykrytego skorupkami.
ZWIĄZEK
Różnimy się w przestrzeni
nos
oko
wargi
symetria kubizmu
najniższy punkt światła
rzuca kosy cień
najdrobniejsza cząstka
ukryta i niedostępna w kącie
najkrótsza przerwana nić.
ŚLADY
Paproć na ścianie
przykrywa marność
wstydliwą.
Z wieku do wieku
kamień mądrości
otrzymuje koronę
i tylko jeszcze
rzadkie ptaki
rozpoznają
jego proch.
RAPSODIA
Wpatrzony w chwilę
wymawiał modlitwę
jak mantrę
trzysta sześćdziesiąt siedem razy
na pamięć
żeby się nie przemieniła
w nicość.
Tuż pod oknem,
podczas gdy wiatr
przebiera przez gałęzie
cieniutkie dźwięki,
kapały
dni żądzy.
ARANŻACJA
Kryształowy wazon
nadpęknięty
od szlochu ciszy
udziela
schronienia
zapachom
nieistniejących kolorów
i kształtów
wypisanych
skradzionym uśmiechem.
TRADYCJA
Jak pies
skamlę przed pragnieniem
tworzenia arcydzieła
dopóki bezduszni
przeciągają się
przeżerając
w pobliskich karczmach.
Ich skarb jest ziemski
wyobcowany od
świadomości i sumienia
mozolnie zebrany
w podziemnych przejściach
autostradach
pociągach ekspresowych.
Kropla deszczu w morzu
rozbicie okrętu
niebezpieczeństwo
w ściśniętej pięści
nie werbuje na ladaco
nie dotyka
nie pieści.
Kiełkują w pękniętych
chodnikach
w ścianach
ogródków
opłakanych
długowieczną tradycją
nicości
wyszykowaną w odświętny garnitur
konserwowane
dla przyszłych pokoleń.
SYMFONIA
niebo zeszło w zasięgu ręki
miasto umyte
noc umyka spod kontroli
duchy grają północne tango
pomnożone rytmem niezdarnych kroków
SANKTUARIUM
Pióro jastrzębia
wyrosło z ziemi
wskazało drogę
ocalenia
w burzliwej nocy
kiedy ukryte oczy
łzawią.
SKRZYDŁA
Koło płomienia świeczki
Katja rozplata kędziorek,
otaczając cieniem zaspanego dzieciaka,
który śni,
że też rozplata kędziorek.
Dzieciak śni.
Śni że chodzi przez krawędź głębiny,
że leci ścieżką śnieżnych obłoków,
delikatnych,
jak ciało dziewczyny,
które poznał chyłkiem
przez dziurkę od drzwi.
Obłoki mają piersi,
niesforne kędziorki,
pępek
i giętkie kolana,
topią się
z rozżarzonego spojrzenia.
Dzieciak śni.
URZECZYWISTNIENIE
Zbiera punkty
jak nasiona
porozrzucane po obcym ogrodzie,
okrada je,
przywłaszcza
i połyka chyłkiem
jak dziecko
nie wymyte owoce.
OWOC
Niektórzy się rodzą
z paradoksu,
umierają
z nadzieją.
Wtrąceni
w pułapki widoku
ssą korzenie
własnego życia.
KRÓTKIE OPOWIADANIA
WAHADŁO
Mały człowiek chodził pod wskazówką na zegarze, która krążyła bez przerwy. Nie czuł strachu jaki wywołuje. Jeśli się oderwie, pomyślał, czas się zatrzyma.
DO PIERWSZEGO MRUGNIĘCIA
Postać którą chciał wydobyć, bladła spod ołówka. Tylko oczy przebijały próg światłości, czyniąc blask bardziej trwałym.
TAJEMNICA DOBREJ KUCHNI
Sowa odezwała się cicho, jakby szlochała w pierwszym zmroku. Skąd sowa, zapytał się, przecież tu-taj ich nigdy nie było. Potem doleciał kolejny świergot, jak odpowiedź na nieistniejącą sowę. Zatem trzeci, czwarty, piąty... Wszystko zaświergotało i ożywiło jakieś niezwykłe życie.
I zawrzało jak w kotle, z którego rozlegał się jego krzyk.
MISJA
Chwilę w której żył mierzył milami, które nie przeszedł. I za każdym razem jak przychodził na kieliszek rakii, przechodziły go dreszcze tak jakby uciekały przed opresją. Szedł niepewny, chwytając resztki powietrza, które ani wyparowane gazy nie mogły zużyć. Dopiero w widnokręgu, kiedy i psy włóczęgę, szukając ziarna życia, zabierają resztki już nierozpoznawalnego istnienia, z tradycyjnym szacunkiem wobec przodków, wypisywał strony życia, przygotowane aby ugościć nienarodzone pokolenia.
TOŻSAMOŚĆ
Kiedy będę kotem, ani razu nie będę miauczeć, mimo że wszyscy będą się tego ode mnie spodziewać. I nie będę mruczeć, kiedy ktoś będzie mnie głaskał po głowie. Nie będę łowić myszy, tych obrzydliwych stworzeń, które roznoszą zarazę. W ogóle nie będę okazywać kociej natury. Niech się zastanawiają kim jestem.
FUNDAMENT
Światło powoli znikało. Nie mógł oderwać wzroku od opuszczonej budowli. Czuł, że tutaj odegrało się coś ważnego. To uczucie bez przerwy go ciągnęło do tej dziwnej budowli. Pierwszy krok zrobił, wtedy gdy był całkowicie pewien, że się nie zawali. Przez następne dni badał ziemię niczym archeolog, rodzaj i wiek budowli, mierzył fundament. Teraz, w jego ocenie i z tej odległości, wszystko było całkiem innego wymiaru.
Nowe doznanie wzmocniło go w przekonaniu, że kiedyś tutaj stał piękny zamek – z długą historią, otoczony tajemnicami, które stały się o tyle bardziej intrygujące, że nikt nigdy nie słyszał, że tutaj istniał zamek, a który rysował się tylko w jego wyobraźni. Nie dał się oszukać. Marzenie by odkryć tajemnicę zamku, przeważało nad racjonalnymi argumentami. Coś, rzeczywiście istniało, ktoś tutaj mieszkał, nieznane, ale jasne ślady istniały. Trzeba było usunąć warstwy splątane przezroczystą pajęczyną, wykarczować resztki czasu i wypuścić go aby przemówił i powstał prawdziwy sens.
A może tutaj, rzeczywiście, nie było żadnej tajemnicy. Próbował resztkami sił przyswoić zdanie przyjaciela, że może to była jednak jego potrzeba przygody, aby swój świat marzeń wznieść na wyższy poziom. Mimo tego że, zastanawiał się, i tak wszystko wskazywało, że oni nie mają racji. Co to jest, to wszystko, sam nie wiedział, ale to było coś.
LOGICZNY SKUTEK
Jezioro obrosłe trzciną przez wiele dni przyciągało naszą uwagę. Wyglądało bardzo mistycznie i zmuszało nas abyśmy uwierzyli w istnienie nadprzyrodzonej istoty, która mieszka w nieprzejrzystej głębi.
Przynieśliśmy ze sobą leżaki, parasole, jedzenie i picie. Usiedliśmy w półokręgu i wysłuchiwaliśmy się w ciszę, starając się jej nie zakłócać.
Kilka godzin później – chociaż staraliśmy się być nadal ostrożni – ciszę przerwał szelest reklamówek i papieru, w który było owinięte jedzenie. Jednak te ciche dźwięki szybko zgasły.
O ile czas mijał, o tyle niecierpliwość rosła.
Byliśmy trochę zdenerwowani. Większość kręciła się w swoich siedzeniach, szukając ulgi dla zdrętwiałych rąk i nóg.
– To jest całkiem bez sensu, zdawało się słychać szept, którego nikt nie mógł wypowiedzieć.
To dziwadło musi wreszcie wypłynąć, krążyła cicha myśl, rwąca wyostrzone zmysły. Musi odetchnąć, pokręcić się, wyprostować ręce i nogi, ponieważ żadne stworzenie nie może długo leżeć w jednym miejscu.
TOWARZYSZ PODRÓŻY
Dziwne dźwięki zdradzały jego obecność. Zwyczajne, tak drogie, tak znajome, w tym momencie były nierzeczywiste. Upiorne. Zrzucała winę na stres: z powodu nagłego odejścia, straty, z powodu uczucia zdrady. Nie wiedziała jak walczyć z tym. Z nim. Wieczór już nadchodził, jakby nie było świtu. Jacyś ludzie, zapłakani przesuwali się pod oknem świadomości, próbując coś zrobić dla swoich dusz, aby odkupić grzechy przed faktem ostatecznym, licząc słowa pociechy na próżno. Kogo z nich ma wybrać, na czyje ramię położyć zmęczoną głowę, gdyż wszyscy wyglądają tak samo tragicznie.
Następny poranek też się rozwidnił z tym samym dźwiękiem. Teraz nawet koty reagowały na to wszystko. Mówią, że one widzą w ludzkim oku to nieznane, ale nie mają daru mówienia. Niemo wpatrują się w obarczonego. Musi im odwrócić uwagę. Nie przyjemnie jest patrzeć na tak osłupiałych, gdy w cokolwiek się gapią. Nie, nie boję się spać sama, odpowiadała na zmartwione pytania, mam koty. Straszliwe demony skrzeczały, a on przerażony milczał. Rzeczywiście, otoczona jesteś demonami, chciał powiedzieć, ale nie demonami w postaci kota.
Nic by się nie zmieniło. Nawet, gdyby coś powiedział, gdyby mógł i tak by go nie posłuchała jak wiele razy wcześniej.
***
Dziś rano spadły trzy płatki śniegu.
Za mało jak na zmęczone oczy.
Biografija/Biografia
Vesna Denčić, rođena 30.11.1963. u Beogradu. Diplomirala novinarstvo na Fakultetu političkih nauka. Piše aforizme, poeziju, prozu, književne prikaze, recenzije, komentare i dr.
Do sada objavila: „U društvu se ne šapuće” (1987), „Svet ne može propasti bez nas” (1996), „Put do pakla” (2001), „INverzije” (2003), CD rom „Smeh do bola” (2003) i „Smeh do bola 2” (2005), „Horizonti" (2006) dvojezično.
Priredila: „Iz dnevnika budućeg ludaka", Radeta Petkovića, Alma - Beograd (2003), izbor iz zaostavštine, „Stradija danas” (2003), koautor Vladimir Jovićević Jov, „Satirične priče 2003” (2004), koautor Đorđe Otašević.
Zastupljena u više od 30 antologija i zbornika kratkih priča, aforizama i pesama. Prevođena na poljski, nemački, bugarski, ruski, francuski, engleski i dr.. Saradnik mnogih časopisa i novina.
Više puta nagrađivana, od kojih su značajnije nagrade Radoje Domanović (2000), Satira fest (2003), Godišnje priznanje "Nosorog I reda" (2003), Đorđe Fišer (2004), Dragiša Kašiković (2005), Specijalna povelja za kratku priču časopisa za književnost "AKT" (2005), Specijalna povelja za poeziju "Leopolda Staffa" (Poljska) (2005), Milivoje Ilić (2006), Zlatna značka Kulturno-prosvetne zajednice Srbije (2007).
Član Udruženja književnika Srbije.
Poslednjih godina bavi se izradom web sajtova, od kojih je najznačajniji "Smeh do bola" (Aforizmi i sve o aforizmu) koji je više puta nagrađivan: www.aforizmi.dencic.com
Osnivač i glavni i odgovorni urednik prvog elektronskog časopisa za satiru ETNA. www.etna.dencic.com
Dizajnirala više od trideset korica za knjige.
Saradnik na izradi Rečnika novih i nezabeleženih reči.
Vesna Denčić - urodzona 30.11.1963 r. w Belgradzie. Ukończyła dziennikarstwo na Wydziale politologii w Belgradzie. Pisze aforyzmy, poezję, prozę, szkice literackie, komentarze itd.
Jej dotychczasowe publikacje to: „U društvu se ne šapuće” (1987), „Svet ne može propasti bez nas” (1996), „Put do pakla” (2001), „Inverzije” (2003), „Stradija danas” (2003), współautor Vladimir Jovićević Jov, „Satirične priče 2003" (2004), współautor Đorđe Otašević, CD rom „Smeh do bola” (2003) i „Smeh do bola 2” (2005), dwujęzyczna ksiązka polsko-serbska „Horizonti"/”Horyzonty” (2006)
Przygotowała : „Iz dnevnika budueg luđaka”, Radety Petkovicia, Alma-Belgrad (2003), wybór z spuścizny literackiej „Stradija danas” 2003, współautor Vladimir Jovićev Jov, „Satirične priče 2003” (2004), współautor Đorđe Otašević.
Jej utwory publikowano w ponad 30 antologiach krótkich opowiadań, aforyzmów oraz wierszy, a niektóre z nich przełożono na język polski, niemiecki, rosyjski, bułgarski, francuski itd. Współredaktor wielu czasopism i gazet.
Otrzymała wiele nagród, z których najważniejsze są: Radoje Domanović (2000), Satira Fest (2003), Doroczna nagroda „Nosorog I reda” (2003), Đorđe Fišer (2004), Dragiša Kašiković (2005), wyróżnienie za krótkie opowiadanie, przyznane przez czasopismo literackie „AKT” (2005), wyróżnienie na konkursie literackim im. "Leopolda Staffa" w Starachowicach 2005, Milivoje Ilić (2006), Złoty znaczek od Kulturalno-oświatowej wspólnoty Serbii (2007).
Członkini Stowarzyszenia Literatów Serbskich.
Przez ostatnie lata zajmuje się redagowaniem portali internetowych, z których najważniejszy jest „Smeh do bola” (Aforizmi i sve o aforizmu), który wiele razy był nagradzany: www.aforizmi.dencic.com
Założyła, a także jest redaktorem naczelnym pierwszego elektronicznego satyrycznego czasopisma „Etna” (www.etna.dencic.co).
Zaprojektowała ponad trzydzieści okładek do książek.
Współpracuje przy opracowaniu słownika Rečnik novih i nezabeleženih reči.
www.vesna.dencic.com
e-mail: