Tuż przed wakacjami 2015 roku na rynku księgarskim pojawił się wybór opowiadań Vasila Tocinovskiego Po drugiej stronie morza. Publikacja w przekładzie z języka chorwackiego dokonanym przez Olgę Lalić-Krowicką ukazała się nakładem krośnieńskiego Wydawnictwa Ruthenus.
Na zbiór składa się 11 tekstów utrzymanych w klasycznej formie opowiadań i w tym tkwi główna siła prezentowanej książki. Z ust współczesnych czytelników zalewanych awangardowymi aktami twórczymi i przygniecionych instalacjami eksperymentów, zdaje się coraz wyraźniej wydobywać jęk znużenia i syk niecierpliwości. Po drugiej stronie morza wychodzi naprzeciw oczekiwaniom miłośników prozy południowosłowiańskiej łaknących rzetelnej i zmuszającej do myślenia literatury.
Vasil Tocinovski konstruuje swoje prozy przejrzyście, dotykając nimi spraw najważniejszych w historii duszy człowieka, który oswaja własny los, godzi się z nim, by nazajutrz czy nawet chwilę później sprzeciwić się, rzucić wyzwanie, mimo iż, jak czytamy w Sušackim niedzielnym popołudniu: „Nie możesz uciec przed sobą [...]. Niemożliwa jest ucieczka z własnej skóry” (s. 12).
Wspomniany tekst jest w jakimś sensie reprezentatywny dla całego zbioru, dlatego pozwolę sobie poświęcić mu nieco więcej namysłu krytycznego. Fraza „sušackie niedzielne popołudnie” sugeruje leniwość tytułowej pory dnia; przecież „niedzielne popołudnie” bywa zazwyczaj spokojne, ciche czy wręcz nudne. Nasze pierwsze jeszcze przedlekturowe wrażenia z wolna mąci już to ilustracja (czerniejące burzowe chmury), sąsiadująca z pierwszą stronicą opowiadania, już to kilka jego początkowych urywków, przy czym niepokój jest stopniowany:

 

W ostatnich dniach października Sušak jakby ożył i przemienił się w nowe miasto. [...] Wszyscy jakby wyszli na ulice i nieskończenie cieszyli się życiem. Cieszyli się nawet potajemnie, z niejasnym lękiem i drżeniem, oczekując długiej i ostrej zimy. Potem jak ślimaki powracali do swoich domów, pogrążając się w długim zimowym śnie (s. 11)

Główny bohater, emerytowany akademicki profesor literatury, postępując zgodnie z niedzielnym rytuałem, siada przy ulubionym stoliku w kawiarni i, pijąc kolejne kawy bez cukru, wspomina przyjaciół, kolegów lub znajomych, z których wielu już odeszło z jego życia. Przenika go dojmujące uczucie przemijania, uchylania się w przeszłość świata budowanego na wartościach, gdzie każdy element, każde słowo i zdarzenie miało swoje niewymuszone miejsce, ale i rolę do wypełnienia, stąd rzewne wyznania: „Rozleciały się lata, tyle czasu po prostu znikło, a w nim pozostały tęsknota i sny, dni i noce, nieprzespane chwile, które stawały się [...] całą wiecznością, a wszystkie rzeczy miały uniwersalną i prawdziwą miarę” (s. 14), „Życie było wieczną rzeką. Płyną nieubłaganie te rzeki, odchodzą i zabierają wszystko ze sobą” (s. 17). Najbardziej emocjonalnie brzmi zestawienie dwóch czasów:

Tamte stare [czasy] były wypełnione miłością, szacunkiem, zaufaniem, nadzieją i wiarą. A te zostały przemienione w nienawiść, zazdrość, bzdury, złe wymysły, plotki. Prawdziwy system samounicestwienia (s. 23)

Z prozy Parasole zdobią niebo wynotujmy w tym miejscu bliźniacze konstatacje korespondujące z klimatami wcześniejszych wyimków: „Stare dobre czasy, jak pożółkłe owoce, pozostały tylko we wspomnieniach” (s. 56), „Życie jest jak wielka woda, która przepływa i zabiera ze sobą wiele rzeczy” (s. 58). Warto również przywołać fragment wiersza Tajemnica Vasila Tocinovskiego (podaję za książką Antologia miłości. Miłość według twórców słowiańskich, redakcja Olga Lalić-Krowicka, Krośnieńska Oficyna Wydawnicza, Krosno 2012, s. 50; wiersz w przekładzie redaktorki edycji), w którym odbija się akwatyczna wyobraźnia autora:

Niech wszystko to pozostanie na razie w nas tajemnicą,
jakby nasza rzeka podwoiła się i płynęła
w dwóch różnych kierunkach, jak mętny przypływ
ciągnący i niosący wszystko ze sobą.

W tekstach macedońskiego twórcy wyczuwa się napięcie między chwilą a wiecznością. Ułamek, odprysk czasu, odpowiednio przeżyty staje się bezkresnym, nieskończonym trwaniem. Sušackie niedzielne popołudnie kończy się wiwisekcją stanu wewnętrznego bohatera: „No więc, westchnął – jak jest pięknie, że żyje, i że znowu może cieszyć się własnym sušackim niedzielnym popołudniem. Wieczną chwilą” (s. 23), a w Olbrzymie z Pazinu czytamy: „każda nasza chwila jest niepowtarzalna. Jeśli ją umiesz zaakceptować i przeżyć, to ona staje się twoją wiecznością. Pozostałe, tak jak wy ludzie mawiacie, są tylko wiatrem i mgłą” (s. 30).
Równorzędną dla płaszczyzny realistycznej jest ta irracjonalna lub, ku czemu skłaniam się, baśniowa. Aurę klechdy czy bajki posiada bez wątpienia próba przywrócenia zdrowia dzieciom, które „zaatakował suchy kaszel” w Matce i dziecku:

Lekarz też nie dawał sobie z tym rady, ani wszechmogące wróżki [...]. Nie pomogły różnorodne specyfiki babci. Odwrócono każdy kamień, wycedzono każdą grudkę czarnej ziemi, wyrwano wszystkie korzenie, przecedzono ćmy i nietoperze, wzięto krew z żółwia i jeży (s. 81)

Jakąś podskórną siłę mityczną posiadają stwierdzenia niepodważalności i nieuchronności dziejów: „Tak zostało zapisane, a od pisanego nie można uciec” (s. 68), „To zło było nam pisane, a od żadnego pisanego nie można uciec!” (s. 59).
Nawet we frazach na pozór odnoszących się do „prawdziwego” (przez co rozumiem: namacalnego, sprawdzalnego) życia, kryje się przestrzeń ulotna, niewytłumaczalna, dostępna bardziej sercu i odczuciom niż racjonalnemu widzeniu. Tytułowy „olbrzym z Pazinu” jest istotnie legendarnym olbrzymem, który prosi pisarza o stworzenie opowieści o nim. W opowiadaniu kolejnym natomiast Niewiasta smoka kobieta doznaje erotycznego spełnienia w objęciach młodego mężczyzny, a następnie Zielonego Smoka. Zespolenie cielesne jest jednak ukazane w sposób quasi-mitologiczny:

Niebo się otworzyło, morze otrzymało własną niebieską przezroczystość, tęcza się podzieliła na dwie wyprostowane ręce, które do siebie wzięły dziewczynę i smoka. Czuli jak odlatywali niczym mewy do bezkresnej niebiańskiej przestrzeni. Potem tęcza się połączyła i stała się kwiecistą huśtawką dla młodej pary, dla dwojga (s. 39)

Potrzeba miłości wydaje się niezmienna, a niezaspokojona wizualizuje się w projekcji obrazów skrywanych w podświadomości.
Ważny temat Vasila Tocinovskiego stanowi więc bez wątpienia miłość: między kobietą i mężczyzną czy między członkami rodziny (dziadkiem a wnukami, matką i ojcem a dziećmi). W Śmierć nigdy nie przezwyciężyła śmierci macedoński pisarz proponuje własną wersję mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Oto namiętne uczucie flecisty i śpiewaczki operowej przerywa śmierć ukochanej. Zrozpaczony oblubieniec „przez noc się zestarzał [...] i zbrzydł. Był jak pożółkły i zerwany liść z jakiegoś drzewa rosnącego przy molo” (s. 48). Ukazywanie stanów ludzkiej psychiki i somy poprzez wizerunki przyrody to również jedna z cech pisarstwa Vasila Tocinovskiego. Zmarła wraca jednak na ziemię, by zabrać przyjaciela do świata ciemności: „noc cię zaprosiła do Martwego Kanału. Byś przyszedł i byśmy razem błądzili po ciemnej wieczności” (s. 51). Ukochani nie znajdują ukojenia, wzajemna tęsknota nie zbawi żadnego z nich. Olga Lalić-Krowicka w przedmowie – słowie od tłumacza  Łagodna i jasna aura w opowiadaniach Vasila Tocinovskiego pisze, iż macedoński twórca to „Głęboki znawca ludzkiej duszy, któremu każdy człowiek jest bliski” (s. 7).
W opowiadaniu Matka i dziecko śmierć najbliższej Jasminy staje się kresem życia Domagoja („– Życie bez ciebie jest pustynią. / – Życie bez ciebie jest śmiercią”, s. 80). Gdy i on umiera, a później ich córeczka, zmarła matka odwiedza pozostającego pod opieką dziadka syna Marijana, by go wpierw nakarmić i pocieszyć, a w przyszłości czuwać nad jego każdym krokiem. W tym tekście dokonano antropomorfizacji mostu, wokół którego rozgrywa się akcja mentalna: „Codziennie, dokładnie w południe, wielki i piękny most wypuszczał niepocieszone westchnienie i jak srebrzysta łza lśnił jednym promieniem” (s. 79), „Wielki i piękny most zakołysał się i krzyknął” (s. 81). Dzięki artystycznemu gestowi ożywiającemu przedmiot (most) świat przedstawiony zostaje nasączony eterem o proweniencji baśniowej. Ma wiele racji Olga Lalić-Krowicka, zaliczając utwory Vasila Tocinovskiego do rzędu „metafizycznych opowiadań” (s. 8).
Chciałbym zwrócić uwagę na tytułową postać opowiadania Bocian, który jawi się jako alegoria zła oraz zwiastun i sprawca ludzkich nieszczęść. Takie pole semantyczne może wydać się przynajmniej dość dziwne, jeśli nie obce czytelnikowi nad Wisłą, przecież w polskiej kulturze, żeby zaczerpnąć ze Słownika symboli Władysława Kopalińskiego (wydanie IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1997, s. 28), bocian oznacza m.in.: „wędrówkę; wiosnę: zwiastuna szczęścia, dobrą wróżbę”. Jasne i niemal święte pole symboliczno-semantyczne bociana utrwalono w przekonaniach ludowych, co znalazło ślad w Mojej piosnce [II] Cypriana Kamila Norwida (cytuję za: Cyprian Norwid, Wiersze wybrane, wybór, wstęp i przypisy Mieczysław Inglot, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo, Wrocław 1991, s. 58):

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą...
Tęskno mi, Panie...

Inicjalne słowa opowiadania Bocian nie pozostawiają jednak złudzeń interpretacyjnych: „Nagle skądś przyleciał bocian. A to nie był dobry znak. W tych obszarach był nieznanym i niemile widzianym ptakiem” (s. 41). Inne ptaki gdzieś odleciały. Wypłoszeniu towarzyszyło coś, co można nazwać „gniciem rzeczywistości”: „zapach i smak sušackiej codzienności przeistoczyły się w wiejski smród. Choć nie był to smród, lecz śmiercionośna trucizna” (s. 41), niebo stęchło („Niebo zasłoniło mnóstwo ciemnych chmur. Pozostałe wisiały po prostu jak brudne, śmierdzące szmaty”, s. 42), życie mieszkańców przepełniły smutek i cierpienie. Złe moce odgrywały prolog apokalipsy. Nagłe pojawienie się nieproszonego gościa znalazło punkt kulminacyjny w równie raptownym jego zniknięciu wraz z którym zmienił się pejzaż i pogoda, będące odzwierciedleniem samo-poczucia ludzi, pogrążających się dotąd w ciemności: „Słoneczne ciepło wypełniło ogromne i błękitne niebo nad miastem. Morze powróciło do swojego naturalnego koloru” (s. 45).
    W tym pobieżnym omówieniu tomu opowiadań Vasila Tocinovskiego nie powinno zabraknąć kilku słów o sygnalizowanej już metodzie potęgowania nastroju poprzez opisy natury, zjawisk atmosferycznych. Porównajmy w marszu czytelniczym dwa poniższe fragmenty dotyczące wiosny i zimy:

Tego roku wiosna nadeszła później, a niektórzy mówili, że lepiej byłoby, gdyby w ogóle nigdy była nie nadeszła. Przyniosła ze sobą szare i chłodne dni, nieustanne opady, które przemieniły ziemię w żywe błoto. [...] Morze zabrało kilka ofiar. A drzewa owocowe nie wypuściły liści, ani nie rozkwitły. Jakaś przedziwna pogoda – szeptali wystraszeni ludzie (s. 80)

Zima nadeszła za wcześnie i niespodziewanie. Była bardzo mroźna, takiej nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy Sušaka. Wiatr północny przegonił obłoki, a niebo pociemniało. [...] Małe wystraszone serca biją jak zmarznięte słowiki (s. 97)   

Zauważmy, iż obie pory roku nastają nie w swoim ustalonym czasie, wbrew porządkowi i zwyczajowi: później (wiosna), za wcześnie (zima), co już wywołuje niepokój. Anomalia pogodowe u osób traktujących rytm życia w symbiozie czy też we wzajemnych relacjach z prawami natury – zawsze budzą przestrach i ciemne przewidywania. W obu przypadkach wyraźny jest właśnie czynnik obserwatora sugerujący tę zależność człowieka i przyrody: „niektórzy mówili [...] Jakaś przedziwna pogoda – szeptali wystraszeni ludzie”, „nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy Sušaka”. Wraz z pojawieniem się wyjątkowej wiosny i wyjątkowej zimy – w mieście jest ciemnej i chłodniej.
    Gwoli topograficznej ścisłości zaznaczmy, że trójwymiarową przestrzenią omawianej prozy często jest Sušak – dzielnica Rijeki, której nie udało się uciec pazurom historii międzywojennej. Po rozpadzie Austro-Węgier Włochy i Jugosławia zgłaszały pretensje do Rijeki. W 1920 roku powstał byt państwowy pod nazwą Wolne Miasto Rijeka lub Wolne Miasto Fiume (słowa „rijeka” i „fiume” oznaczają „rzekę” odpowiednio w języku chorwackim i języku włoskim), ale w 1924 roku zostało podzielone: dzielnicę Sušak przyłączono do Jugosławii, aneksji pozostałej części dokonały Włochy. Granica przebiegała przez centrum Rijeki, wzdłuż Martwego Kanału, o którym mowa m.in. w opowiadaniach: Śmierć nigdy nie przezwyciężyła śmierci („Nagle dał się słyszeć okrzyk Martwego Kanału. [...] noc cię zaprosiła do Martwego Kanału”, s. 50, 51) i tytułowym Po drugiej stronie morza („niezliczona ilość mew nadlatywała znad Martwego Kanału”, s. 103). Zainteresowanym historią Rijeki polecam materiał „Chorwacja na starych widokówkach” upubliczniony na stronach internetowych http://www.cro.pl/chorwacja-na-starych-widokowkach-t40873-240.html#p1331602, http://www.cro.pl/chorwacja-na-starych-widokowkach-t40873-90.html#p1173370, http://www.cro.pl/chorwacja-na-starych-widokowkach-t40873-510.html. Obecnie Rijeka jest miastem w Chorwacji, w latach 1947 – 1991 należała do Socjalistycznej Republiki Chorwacji w ramach Jugosławii.
Proza Vasila Tocinovskiego, mimo iż reprezentuje klasyczną odmianę opowiadania, nie jest oczywista w percepcji, ale stymuluje odbiorców literatury do wielokrotnych i wielorakich odczytań, zawsze jednak główną niwą zdaje się być dusza człowieka rozlewająca swoje nastroje na innych ludzi i przenikająca duszę przyrody.

  • Vasil Tocinovski, Po drugiej stronie morza. Wybór opowiadań, z języka chorwackiego przełożyła Olga Lalić-Krowicka, Wydawnictwo Ruthenus, Krosno 2015, ss. 103.  

Pierwdruk: „Mentalne pejzaże sušackie. «Po drugiej stronie morza» Vasila Tocinovskiego” [recenzja książki prozatorskiej Vasila Tocinovskiego „Po drugiej stronie morza. Wybór opowiadań”, z języka chorwackiego przełożyła Olga Lalić-Krowicka, Krosno 2015], Czasopismo Artystyczne „Nestor” 2015, nr 3.