(przełożył z ros. M. Grudzień)
x x x
Tchną gorącem duszne wiatry,
Ręce przypiekł słońca żar
W górze przestwór rozpościera
Nieboskłon z modrego szkła.

Sucha woń nieśmiertelnika
W rozplecione włosy lgnie,
Mrówki drogę wytyczają
Na wykoślawiony pień.

I od nowa żyć mi lekko.
Srebrem lustro wody lśni.
W hamaka leciutką siatkę
Kogo sen mój złowi dziś?

………………………………
x x x
Znów prze tu jesień mongolskim najazdem,
W zaułkach wzdłuż Arbatu cisza trwa.
Za tą stacyjką ─ czy mgłą ─ nie do jazdy,
Za nic nie do przebycia czarny szlak.

To ona, ta ostatnia! ─ rozjątrzenie
Przycicha ─ jakby nagle ogłuchł świat,
Goryczy dno ─ ogrojcowe westchnienie
Potężna starość z Ewangelii kart.