djangar1 Nie można mówić w ogóle o niewielkiej dzisiaj społeczności nadwołżańskich Kałmuków, dawnych przybyszów z odległej Kotliny Dżungarskiej na rubieży chińskiej ─ nie wspominając ich starodawnego, narodowego eposu „Dżangar”. To imię mitycznego herosa, „chana całego świata” z prawieku nie oznacza monotematyczności, ograniczenia do jednego wątku bohaterskiego. Epos jest wielowątkowy, podobnie jak wielowątkowa jest np. serbski cykl pieśni o Kosowym Polu, fińska Kalevala, homerycka Iliada i starohinduska Ramajana – podobne eposy sięgające epoki bohaterskiej. Obok wątku wiodącego, organizującego całość, istnieją też wątki inne, każdy dotyczy innego herosa, a jest ich zwykle wielu. Można to określić terminem ze słownictwa teorii literatury – struktura luźna, atektoniczna, „otwarta”.

   W odróżnieniu jednak od Iliady bądź Ramajany epos ten nie łączy się z imieniem znanego z imienia dawnego twórcy. Spisany został stosunkowo niedawno, podobnie jak wspomniana Kalevala – z tradycji ustnej, bezpośrednio z pamięci ludowych pieśniarzy. Można go więc określić jako rekonstrukcję epiki ludowej.
   Uderza fakt, że epos ten – którego obecną postać ocenia się na ponad 500 lat, zawiera jednak elementy z o wiele wcześniejszych epok – jest dla współczesnych Kałmuków niewyczerpanym źródłem inspiracji i wzorców po dziś dzień. Po prostu żyją „Dżangarem” w swojej strefie wyobraźni, nie chcą go odesłać (inaczej niż tak wiele narodów europejskich) – do lamusa starych klechd. Jest dla nich tym, czym dla starożytnych Greków była epopeje Iliada i Odyseja, a dla współczesnych Hindusów ciągle jest Ramajana. W pewnym sensie można by go nawet uznać za specyficzny kulturotwórczy odpowiednik naszej Biblii.
   Analogia do Hindusów, publicznych recytacji i teatralnych przedstawień Ramajany, a także do starogreckich pieśniarzy-aojdów, do Homera itp. jest o tyle trafna, że u Kałmuków, jak i u innych pasterskich ludów szczepu turko-mongolskiego, aż do naszych czasów ogromną role odgrywają ludowi piewcy starodawnej epiki. W kulturze kałmuckiej nosili oni nazwę dżangarczy. Znajomość eposu była przez wieki przekazywana ustnie, chociaż jak wiemy Kałmucy, odznaczający się zresztą fenomenalną pamięcią, znali od dawna pismo i należeli do najbardziej wykształconych ludów stepowych.
   250px-DjangarchiZnany jest w Eliście pomnik jednego z ostatnich dżangarczych dawnej linii, słynnego Eeliana Owli, zwanego też Elajewem (1857 -1920), z którego pamięci zapisano na trwałe, a potem wydano dziesięć pieśni Dżangara.
Epos zaczyna się on od słów, miłym sercu każdego Kałmuka:
Gdy w zaraniu był nasz czas
Gdy trwał dawny, złoty wiek
Począł się wieczności świt,
I chwalebny stał się brzask,
Świętej wiary buddów świt.
W tamtych czasach Dżangar żył…
   Władze sowieckie, które po II wojnie światowej wysiedliły Kałmuków z ojczyzny i pracowicie ich rozproszyły wśród obcych, postarali się o wyniszczenie inteligencji kałmuckiej i ich tradycyjnej elity duchowej – mnichów buddyjskich, lamów. Miało to doprowadzić do ateizacji młodych generacji i zaszczepienia im materialistycznego światopoglądu, a przy okazji do ich wynarodowienia, aby wtapiając się w społeczeństwo rosyjskojęzyczne stali się nie tyle Rosjanami, ile członkami nowego, wydumanego rzekomo na naukowych podstawach „narodu sowieckiego”, narodu-zlepu …bez narodowości.
   Nie docenili jednak skali odporności Kałmuków, niesamowitej żywotności ich tradycji, ich poczucia narodowej tożsamości. I oto gdy w 1957 roku , po śmierci Stalina, pozwolono im powrócić do stron ojczystych - to właśnie ci młodzi, tak zdawałoby się intensywnie „odkałmuczani” w szkołach, stali się pionierami ruchu tożsamościowego poprzez powrót do tradycji, i niemała role odegrały tutaj kółka młodych kandydatów na tradycyjnych pieśniarzy-tradentów eposu, na dżangarczych. Ta droga podążyło odrodzenie literatury i muzyki, a w ślad za nimi – sztuk plastycznych, głównie malarstwa, rozkwitłego jako sztuka ilustracji do eposu. Dołączył do tego kałmucki teatr i jego twórcy. Na „Dżangarze” wyrosło grono znanych poetów i aktorów kałmuckich: Sandży Kalajewa, Konstantyna Erendżenowa, Narmy Erendżenowej.
   Od dziesięciu lat organizuje się we Eliście wielkie narodowe „święto Dżangara”, po polsku brzmiałoby to Dżangariada. Obejmuje ono też ogólnorepublikańskie zawody sportowe, których głównym elementem sązapasy i strzelanie z narodowej broni ludów mongolskich – łuku.
   I nie jest przypadkiem, że w drugiej fali odrodzenia narodowego, po upadku ZSRR sięgnięto po ten ukochany epos, aby na jego podstawie stworzyć narodową operę kałmucką. I tak oto przygody bohaterów eposu zostały, po raz pierwszy od pieriestrojki, pokazane w roku 1990 na scenie w stołecznej kałmuckiej Eliście, w formie pierwszej opery kałmuckiej, którą reżyserował… specjalnie zaproszony Polak z Krakowa, reżyser Andrzej Jamróz, prywatnie miłośnik i badacz kultur Wschodu (zdjęcie reżysera w gazecie kałmuckiej w załączeniu). Do dziś jego imię wspominane jest w Kałmucji niemal z czułością, jest dla tego ludu jakby „honorowym Kałmukiem” i jednym z nieśmiertelnego rodu dżangarczych. W myśl buddyjskich wierzeń o reinkarnacji, jest całkiem możliwe, że w jednym ze swych poprzednich wcieleń pan Andrzej był Kałmukiem i pieśniarzem…
   W tych i innych przygodach bohatera rozczytywali się Kałmucy zawsze i wszędzie. Podczas II wojny światowej w każdej ziemiance oddziału kałmuckiego Armii Czerwonej można było zobaczyć egzemplarze eposu „Dżangar”. Kałmucki sierżant Erdni Delikow, gdy z rusznicy przeciwpancernej zniszczył trzy pojazdy bojowe Niemców, krzyczał brocząc krwią: „Potomkowie Dżangara nigdy nie ustępują!”.
   vladimir-karuevPewną role odegrały w genezie eposu prastare mity, a także szamańskie wizje. Bowiem epos sięga czasów, gdy pierwszymi bardami szczepu ałtajskiego, odtwórcami eposów byli przedbuddyjscy zaklinacze duchów, magowie plemienni zwani dziś popularnie z tunguska szamanami ( w narzeczach staromongolskich, a więc także u przodków dzisiejszych Kałmuków nazywano ich bögö). W czasach po przyjęciu tolerancyjnego tybetańskiego buddyzmu role te spełniali ich potomkowie lub osoby specjalnie do tego wyznaczone przez tajemnicze nadprzyrodzone moce. W relacjach u czonych badaczy (także polskich) pojawia się wspomnienie niezwykle charakterystycznego śpiewu gardłowego, w tym niezwykle rzadkie zjawisko prowadzenia przez śpiewaka dwóch, a nawet trzech linii melodycznych – to było tak, jakby jedno gardło wydawało kilka głosów. Np. jedna linia melodyczna to głos niski, krtaniowy, jakby spod przepony, druga zaś – to głos wysoki, fletowy. Ten „wibrujący” śpiew jest niesłychanie męczący, skronie pokrywają się potem, żyły nabrzmiewają z wysiłku, śpiewaków takich można jeszcze spotkać w ściśle ograniczonym regionie zachodniej Mongolii – czyli w miejscu, skąd niegdyś wywędrowali
zachodniomongolscy (ojraccy) przodkowie Kałmuków. Prawdopodobnie punktem wyjścia do takiego śpiewu był pierwotny lament pogrzebowy; służy on nie tylko do ekspresji artystycznej, ale ma też ukryte, mistyczne znaczenie – nawiązanie bezpośredniego kontaktu z światem przodków. Nieco oszczędniejsza forma takiego śpiewu (określana zwykle przez antropologów tuwińskim słowem sygyt) pozwala wyśpiewywać dłuższe teksty.
   I oto mimo tragedii represji i wysiedlenia tradycja tego szamańskiego śpiewu żyje nadal, została w Kałmucji wskrzeszona! I tutaj należy opowiedzieć o WŁADIMIRZE KARUJEWIE, znanemu pod kałmuckim mianem Okna Cagan Zam. To „człowiek o współczesnych poglądach, z wyższym wykształceniem [po studiach inżynierskich M.G.], wszechstronnie rozwinięty, energiczny i silny. Piękne i śmiałe marzenia o przeznaczeniu eposu w naszych czasach umie przetwarzać w czyn”- pisze o nim Lidżi Indżijew, znany poeta kałmucki. Misją Władimira stało się „przedłużyć nieśmiertelną drogę eposu w przyszłość, w wiek XXI”. Urodził się w 1957 r. na stacji Abganierowo, w przedprożu ojczystej ziemi, podczas radosnego powrotu, gdy jego matka, jak i inni jego rodacy, powracali spiesznie z miejsc przymusowego przesiedlenia. O dawnej kulturze Kałmuków dużo dowiadywał się od dziadka i ojca. Jako młody człowiek trafił do wioski Szin-Mer, gdzie wokół dwóch-trzech ocalałych depozytariuszy ludowej kultury kałmuckiej powstawało kółko młodych dżangarczych, kontynuatorów dawnych pokoleń pieśniarzy eposu „Dżangar”. Uczyli się, jak przechodzić od zwykłej recytacji do uświęconego tradycją wieków epickiego melorecitativu, co wymagało, jak już wspomniano, specjalnego treningu głosu, nie każdy go przechodził pomyślnie, prawdopodobnie dużą rolę odgrywały predyspozycje genetyczne po przodkach-pieśniarzach. Sztandarowym przedstawicielem tego dzielnego pokolenia jest właśnie Władimir Karujew.
dombra   Charakterystyczną cechą ludów stepowych rodziny turko-mongolskiej jest niezwykła skromność twórcy poetyckiego słowa. Stąd tak trudno dotrzeć do nazwisk autorów poezji. Naród kałmucki ma swoich poetów, młodsze pokolenie pisze wiersze (częściej chyba jednak piosenki), ale trudno dotrzeć do tekstów, chyba że w formie nagrań. Działa tu magia tradycji stepowej, gdzie poezja była przede wszystkim pieśnią, była słuchana, nie czytana, i do tego z reguły improwizowana. Przez setki lat wierzono bowiem w ponadnaturalne pochodzenie poetyckiego natchnienia i pieśni; miało ją w magiczny sposób wywoływać samo rytualne granie na dombrze, rodzaju kałmuckiej lutni. A więc zrodzone na konkretnym z gromadzeniu, przy ognisku, słowo śpiewane, nie było własnością autorska pieśniarza, należało do całego ludu, jako depozyt przekazany od duchów i przodków, jako rodzaj duchowej łączności żywych i umarłych, w jakiejś sferze ponad czasem i przestrzenią. Pieśń była rodzajem świętości, niosła ze sobą mocną magię, mogła przywoływać zabłąkaną duszę, uzdrawiać i przeklinać, a nawet wpływać na los pieśniarza i jego słuchaczy. W naszym kręgu kulturowym najbliższych analogii dostarcza poezja odrodzenia irlandzkiego, a w jej tle dawne magiczne pieśni przedchrześcijańskich druidów. Od wieków szczególną okazją do manifestowania daru pieśni były obrzędy pogrzebowe, potrzeba wyśpiewania lamentu, sławiącego zmarłego (bardzo przypomina to obrzędy starożytnych Greków, zapisane w Homerowej Iliadzie). Stąd popularna w ludowej śpiewanej liryce kałmuckiej nuta żałobnej elegii i trenu.
   I na zakończenie coś z zachowanej mądrości stepu, którego jest już coraz mniej. Życie stepowego pasterza skłania do długich rozmyślań i refleksji nad ludzkim losem…


KAŁMUCKA ZAGADKA LUDOWA:


Na gałęzistym drzewie zawieszono złote siodło.
(Odp.: złoty pierścień na palcu)
Jak legła, tak i leży, a gdyby wstała, do nieba by dosięgła.
(Odp.: droga).

PRZYSŁOWIA KAŁMUCKIE:


Dużo wiedz, mało mów.
Zanim lampa zgaśnie, rozbłyskuje nagłym blaskiem.
Śmiałość zdobywa warowne grody.
Gdzie miód, tam i pszczoły.
Ptak silny skrzydłami, a człowiek – przyjaźnią.


DAWID KUGULTINOW (1922-2006), najbardziej znany poeta kałmucki XX wieku. Oto słowa jednego z ostatnich wierszy poety.


Nikt nie pamięta chwili narodzenia,
Ostatniej chwili już nie wspomni nikt
Dwie rubieże, dwie granie, dwa mgnienia;
Każdemu z nas nieznane muszą być.
(przekład z ros. M. Grudzień)



Z ANONIMOWEJ KAŁMUCKIEJ POEZJI LUDOWEJ:


PIEŚŃ O MATCE


Tam, ze słońca górnej strony
w dół liściasty jedwab spływa;
latami wspominam matkę,
która w słońcu się roztliła.

U zimnej wody, u źródła
Siadłem, piorąc ma koszulę
Siedzę, piorąc mą koszulę
I wspominam matkę mocno

U zimnej wody, u źródła
Siadłem, piorąc mą koszulę
Siedzę, piorąc mą koszulę
I wspominam matkę zmarłą.

Matki dłonią sporządzona,
Im starsza, tym kształt piękniejszy,
Jakkolwiek się miększą staje,
To już nie matczyne dzieło,

Bo już żaden żal serdeczny,
Nie podźwignie matki miłej.

(przekład z wersji angielskiej M. Grudzień)

 

NARODOWY KAŁMUCKI EPOS BOHATERSKI „DŻANGAR” (fragment)

PIEŚŃ 2. JAK SIĘ ŻENIŁ BOHATER UŁAN CHONGR, SZKARŁATNY LEW

Znów się w drogę puścił wódz.
I na koniec ujrzał okiem
Chram bielony, tysiącbramny,
Cały z brązu chański trzem.
Zwolnił rumak płynny bieg
Drobnym sunął inochodem
Nie zginając traw wysokich
Nie kołysząc niskich traw.

Okiem rzuciwszy na wieżę
Dżangar kroczył szybko w cieniu
Trzech sandału drzew wysokich
Co pod murem wyrastały,
A dwudziestu dwóch junaków
Konia wiodło paść na łąkę.

Otwierając po kolei
drzwi srebrzystych dwadzieścioro
Wchodzi do świetlicy chańskiej
I na srebrnym tronie siada.

„Przeszlachetny Zambał-chanie
Jam, wielbłąda poszukując,
Dziś w chanacie twoim jest.
Nie pisany spokój mi,
Aż wielbłąda będę miał.
Oto znaki: nos przekłuty
W trzecim roku życia był.
Strata moja wielka jest,
Okaż mi jak bratu cześć
I każ zgubę oddać mi;
Rudy był, gorącej krwi
Tu na pewno trafił on”

Śmieje się przesławny chan
Mądre słowo pada z ust:
„Jeśli bydlę zniknie wraz,
W stepie zbłądzi, zginie ślad,
To jak krowa opieszałe,
żaden powrót nie w smak mu.
Gdy na obcych łąkach znikł
Nie odzyska go już nikt.
Lepiej o rzecz taką proś,
Którą spełnić władnym jest” […]

(przełożył z wersji rosyjskiej M. Grudzień)


Mirosław Grudzień