WPISANI W PIĘCIOLINIĘ

 

   Z tym, że utrata pamięci jest nieszczęściem, zgodzi się każdy. Pamięcią absolutną  obdarzeni są jedynie nieliczni. Większość musi się więc zadowolić przeciętnością. Jedno jest pewne, najłatwiej zapamiętuje się to, co jest zgodne z zainteresowaniami, wzrusza do głębi, pobudza wyobraźnię i ciekawość. 
Anna Klonowska jest tego doskonałym przykładem. Od lat wpisuje w pięciolinię swej pamięci miejsca, ludzi i zdarzenia, wobec których nie mogła pozostać obojętna. Dzięki temu powstał ten szczególny zbiór melodii, który oddaje w ręce czytelników z nadzieją, że usłyszą to, co ją zachwyca, przeraża, napawa smutkiem lub radością, skłania do rozmyślań o przemijaniu, roli przypadku i przeznaczenia.
    „Melodie pamięci” to książka pisana sercem. A serce Anny to rozedrgana struna, od lat uwrażliwiona na wszystko, co ma związek z Kresami Wschodnimi, muzyką poważną, dolą człowieka, a w szczególności z losem Żydów polskich.
    Skąd takie zainteresowania? Muzyka istnieje w jej życiu od czasów, gdy jako dziecko zaczynała naukę gry na skrzypcach. Nie jest skrzypaczką lecz lekarzem dermatologiem, ale to, co zostało zaszczepione w dzieciństwie towarzyszy jej niemal każdego dnia. Nic dziwnego więc, że echa tych zainteresowań odzywają się w jej opowieściach. Każda z nich jest swego rodzaju symfonią, w której zgodnie współbrzmią odgłosy natury i tak istotnej jej części, jaką jest  człowiek. Pokusiła się nawet o to, by w dwóch opowiadaniach powierzyć muzyce wiodącą rolę. Przy czym, o ile „Tamten walc” ukazuje, co potrafi zdziałać przypadek, to „Szpilki, futro i kapelusz” uświadamiają nam, że muzyka nie tylko wzbogaca wnętrze człowieka lecz może mieć również decydujący wpływ na jego życie.
Piękny rosyjski walc promenadowy „Wspomnienie o Gatczynie” łączy przeszłość z teraźniejszością. Cztery części symfonii Gustawa Mahlera TYTAN są niejako odzwierciedleniem kolejnych etapów życia bohaterki drugiego z tych opowiadań. W obydwu znajdujemy dowody, że zainteresowania muzyczne autorki nie są powierzchowne. Któż nie słyszał o „Ave Maria”! Niewielu potrafiłoby jednak wymienić aż czterech kompozytorów utworu o tym tytule lub sprawić, by czytelnik nie tylko ujrzał orkiestrę symfoniczną wykonującą utwór Mahlera lecz niemal ją usłyszał.
    Anna Klonowska urodziła się na Kurpiach, w bliskiej jej sercu Ostrołęce, studiowała zaś w Akademii Medycznej w Białymstoku, gdzie zetknęła się z działalnością Studenckiego Studia Radiowego „RADIOSUPEŁ”. To właśnie tam, w swym ukochanym „Suple” szlifowała precyzję języka, pogłębiała wiedzę i zawierała przyjaźnie. Wiele z nich przetrwało do dnia dzisiejszego. Wtedy też ugruntowały się jej zainteresowania Kresami. Pierwsza wyprawa na Litwę na Kongres Polaków z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza, wygłoszenie referatu o muzyce z czasów wieszcza, odwiedziny miejsc związanych z jego życiem i twórczością pozostawiły niezatarty ślad i chęć powrotu na ziemie, gdzie kolejne pokolenia dbają o wiarę i czystość języka przodków i gdzie nikt się nie wstydzi swego patriotyzmu. Ile tych wypraw było? Ile będzie? Każda z nich wnosi coś nowego. Tak jak spotkanie z ludźmi, którzy stamtąd pochodzą. Niektórzy, jak urodzony na Wołyniu bohater wstrząsającej sagi rodzinnej „Tu jest nasz dom” oraz „Wołyński chłopiec”, czyli sierżant IV Pułku Piechoty z kieleckiej Bukówki, doczekali się osobnych opowieści, inni przewijają się w pozostałych tekstach. Najwidoczniej jest w tamtych ziemiach coś szczególnego. Co ją tam przyciąga? Pamięć o pochodzących stamtąd ludziach, poszukiwanie śladów polskości, nasiąknięta krwią ziemia, czy chęć wędrówek tropami bohaterów  trylogii Sienkiewicza?

   

W tekstach poświęconych Kresom, na uwagę zasługuje jej wielka dbałość o realia. Uwidacznia się to w opisach krajobrazów, miejsc, zwyczajów oraz strojów. Przykładem może być opowieść „Tu jest nasz dom”. Matka bohatera była zaradną kobietę, która „umiała wszystko w domu zrobić', a na dodatek szyła, wyszywała, dziergała swetry, dzięki czemu mogła ubierać się zgodnie z ówczesną modą: „na głowie miała kapelusik i oczywiście stosowne rękawiczki” oraz „błękitną sukienkę z białym kołnierzykiem i mankiecikami przy krótkich rękawkach”. Przed wyjściem do kościoła na pewno sprawdziła też własnoręcznie uszyte krakowskie stroje swoich córeczek. Do ich powstania przyczynił się również ojciec, który „po korale, wstążki i cekiny jeździł do niezbyt odległego Porycza”, gdzie kupował je „w sklepiku u Szmula”. Niestety, wszystko to żyje jedynie w pamięci bohatera, który ocalał dzięki temu, że razem z ojcem i bratem wyjechał na targ. I w pamięci autorki, która tych wspomnień wysłuchała.
    Anna Klonowska bowiem, tak jak Hanna Krall, stara się zbierać strzępy ludzkich wspomnień i ocalać je od zapomnienia. Podobieństwo jest tym większe, że wśród jej rozlicznych zainteresowań znajduje się tragizm losów Żydów tak licznie zamieszkujących miasta i miasteczka przedwojennej Polski. Czy spowodowała je trauma związana ze zwiedzaniem obozu w Auschwitz-Birkenau w wieku jedenastu lat? Te stosy  włosów, walizek, butów, okularów, film, zdjęcia, zabudowania, odór spalonych ciał, który być może unosił się jedynie w imaginacji tego wstrząśniętego, wrażliwego dziecka najwidoczniej pozostawiły w jej psychice ranę, która nie może się zabliźnić. Tym bardziej, że pogłębiły ją przeżycia z czasów studiów. Gdy w 1968 roku zwolniono z pracy na uczelni jednego z najlepszych lekarzy i profesorów jedynie dlatego, że był pochodzenia żydowskiego, postanowiła sprawdzić, czym się ten naród naraził nie tylko Niemcom lecz i nam, Polakom. Jej ukochany profesor był wszak najlepszym człowiekiem, jakiego znała. Zawdzięczała mu życie i wybór kierunku studiów. On nawet nie czuł się Żydem. Nie wyjechał z Polski, chociaż mu to proponowano. Pozostał, bo tutaj się urodził, wychował, wykształcił i pracował, tu żyli jego dziadowie i pradziadowie, tu była jego ojczyzna.
    Odtąd już świadomie  i systematycznie zgłębiała wiedzę o jego narodzie, czytała, zwiedzała muzea, zabytki, oglądała filmy, reportaże, słuchała muzyki  i spotykała się z ludźmi. Czasem pomagało jej niebywałe zrządzenie losu. Bo jak inaczej nazwać opisane w „Spotkaniu” zetknięcie się z bohaterem oglądanego w telewizji reportażu? Czym było to zdarzenie? Przypadkiem, czy przeznaczeniem? Nieprzewidywalność losu fascynowała nas od wieków. Starożytni personifikowali go, utożsamiając z licznymi bóstwami. Co kierowało krokami Anny – bezwzględność i nieuchronność Ananke; córy Hydrosa i Gai, matki wszechwładnych Mojr, czy uosobienie przypadku, czyli łagodniejsza w swych posunięciach Tyche? A może była to Tyche działająca na spółkę ze swą rzymską odpowiedniczką Fortuną?
Jak wytłumaczyć bowiem taki zbieg okoliczności? Jednego dnia autorka ogląda reportaż o Samuelu Willenbergu, a następnego spotyka go w Warszawie. Nie wybierała się tam w tym celu. Chciała obejrzeć w Zachęcie wystawę prac Jerzego Nowosielskiego. Tymczasem natknęła się nie tylko na wystawę rzeźb lecz i na samego Samuela Willenberga. Jest to tym ciekawsze, że od nakręcenia reportażu do jego emisji w TVP minęło dziesięć długich lat! Nie wiem, co kieruje krokami człowieka – wolna wola, przypadek, Bóg, karma, czy fatum. Wiem jedynie, że to, co się daje innym, powraca. Warto więc, tak jak autorka w swym życiu oraz jej alter ego w utworach, okazywać ludziom ciepło i zainteresowanie.
   Tak, jak w opowiadaniu „Pierwszy”, gdzie zawodowa kompetencja łączy się z głębokim humanitaryzmem. Bohaterem jest alkoholik, ciężko chory, zaniedbany i odrażający wrak człowieka.  Czerwona, łuszcząca się skóra, wieczny odór alkoholu nie budzi jednak niechęci lecz chęć pomocy, która dość daleko wykracza poza obowiązki lekarza dermatologa. Nie do niej należy bowiem namówienie i skierowanie tego pacjenta na kurację odwykową, pomoc w odnalezieniu utopionego w alkoholu człowieczeństwa, nadanie ostatnim chwilom jego życia innego wymiaru. Okazuje się jednak, że czasem wystarczy odrobina zainteresowania, zrozumienia i ...serca. Ale trzeba je mieć. I chcieć, a także umieć je okazać. Tak, żeby nie urazić poczucia godności i dumy.  Każdy pacjent jest bowiem przede wszystkim człowiekiem. Niestety, ostatnio zbyt często traktowanym jedynie jako ciekawy, lub co gorsze, banalny przypadek choroby...
    Nie wiem, czy humanitaryzm jest cechą wrodzoną czy nabytą, teksty Anny Klonowskiej napełniają jednak nadzieją, że nadal istnieje. Są nim przepełnione. Warto więc przyjrzeć się tym szczególnym, wpisanym w pięciolinię jej serca ludziom i zdarzeniom, poczuć rytm, melodię i czar  tych pełnych zadumy tekstów, niosą bowiem pozytywne, warte uwagi przesłanie, tchną ciepłem i troską, by człowiek człowiekowi nie wilkiem był lecz przyjacielem. 
Wanda Nowik-Pala

 


ZAPISANI U NOTNOM SISTEMU

   Sa tim da je zaborav majka nesreće, svi ćemo se složiti. Samo malobrojni su obdareni apsolutnim sjećanjem. Većina stoga mora da se zadovolji sa prosiječnosti. Jedno je sigurno, najlakši način da se nešto zapamti mora biti u skladu sa interesovanjem, da dodiruje srce, podstiče maštu i radoznalost.
Ana Klonovska je savršen primijer za to. Već mnogo godina, u svom notnom sistemu zapisuje mjesta, ljude i događaje, prema kojima nije mogla da bude ravnodušna. Zahvaljujući tome nastala je posebna zbirka melodija, koju predaje u ruke čitalaca, s nadom da će čuti ono što je oduševljava, plaši, stvara tugu ili radost, vodi ka razmišljanju na temu prolaznosti, uloge slučajnosti i sudbine.
    "Melodije sjećanja" je knjiga pisana srcem. A Anino srce je kao vibrirajuća struna, odavno osjetljiva na sve što se odnosi za istočnu oblast, klasičnu muziku, čovjekovu sudbinu, posebno sudbinu  poljskih Jevreja.
    Otkud sve to? Muzika u njenom životu postoji još od kada je kao dijete, počela da uči svirati violinu. Nije violinista, nego dermatolog, ali ono što je u djetinjstvu usađeno u dušu prati je skoro svaki dan. Nije ni čudo, onda, što odjeci tih interesovanja govore u njenim pričama. Svaki od njih je jedna vrsta simfonije u kojoj skladno odjekuju zvuci prirode, a istovremeno i tako važan dio kao što je čovjek. Čak je pokušala u dvijema pričama da prednost povijeri muzici. Istovremeno, pod uslovom da "Taj valcer" pokaže šta može da se desi u jednom slučaju, priča "Štikle, krzno i šešir", nas podsjeća da muzika ne samo što obogaćuje ljudsku dušu, ona takođe može da ima odlučujući uticaj na njegov život.
    Lijepi ruski valcer Korzo "Sjećanja na Gatčinu" povezuje prošlost i sadašnjost. Četiri simfonije Gustava Malera TITAN služe kao odraz u kasnijim fazama života junakinje, koje se provlače kroz ove priče. U objema smo pronašli dokaze da autorkina zainteresovanost za muziku nije površna. Ko nije čuo za "Ave Maria"! Malo bi, međutim, nas moglo da izbroji četiri dijela kompozitora sa tim naslovom, ili učiniti da čitalac ne samo vidi Simfonijski orkestar dok izvodi Malerove kompozicije, već i da ga čuje.
   Ana Klonovska je rođena u Kurpama, u blizoj srcu  Ostrolenki, a studirala je na Medicinskom Univerzitetu u Bjalostoku, gdje se upoznala sa aktivnostima studentskog radija 'RADIOSUPEL ". Upravo tamo, u svome voljenom „Supelu“ je brusila jezičku preciznost, produbljivala znanje i prisna prijateljstva. Mnoga od njih preživjela su do današnjeg dana. Tada se u njoj probudilo interesovanje za Istok. Prvo putovanje u Litvaniju na Kongres Poljaka povodom dvijestote godišnjice od rođenja Adama Mickjeviča i govora o muzici iz vremena pjesnika, gostujući u mjestima vezanim sa njegov život i rad, ostavilo je neizbrisiv trag i želju da se vrati u zemlju, gdje se buduće generacije brinu za vijeru i čistotu jezika predaka, i gdje se niko ne stidi svog patriotizma. Koliko je bilo ovih putovanja? Koliko će ih tek biti? Svako od njih donosi nešto novo. Baš kao susret sa ljudima, koji dolaze odatle. Neki, poput junaka koji je rođen u Volinju, sa šokantnom porodičnom sagom "Tu je naš dom" i "Momak iz Volinja", ili narednik IV pešadijskog puka iz kelecke Bukovke, zaslužili su posebnu priču, ostali su iz drugih tekstova. Očigledno, u tim zemljama je nešto posebno. Šta ju je privuklo tamo? Sjećanje na ljude koji dolaze odande, u potrazi za tragovima poljske kulture, zemlja natopljena krvlju, ili želja za putovanjem tragovima junaka, heroja iz trilogije Sjenkieviča?
   Treba istaći da je tekstovima posvećenim Istočnom dijelu stare Poljske, velika pažnja posvećena autentičnim detaljima. To se može videti u opisima krajolika, mjesta, običaja i nošnji. Primijer može da bude priča "Ovdje je naš dom". Majka glavnog junaka bila je snalažljiva žena, koja je "znala da radi sve poslove po kući", a pored toga je šila, vezla, plela džempere, zahvaljujući čemu je mogla da se oblači  u skladu sa tadašnjom modom, "na glavi je imala šešir i, naravno, odgovarajuće rukavice", kao i "plavu haljinu sa bijelom kragnom i kratkim rukavima sa manžetama." Prije odlaska u crkvu, provjeravala je ručno ušivenu krakovsku nošnju svojih ćerki. Zahvaljujući i očevoj pomoći, „Nakon što bi stigle perle, trake i šljokice, tata je išao u ne baš daleki Porič“, koje je kupovao „u prodavnici kod Šmula“. Nažalost, sve to živi samo u sjećanju glavnog lika, koji je preživjeo zahvaljujući činjenici da je zajedno sa ocem i bratom otišao na pijacu. I u sjećanjima autorke, koja je sve ovo zabilježila.
   Anna Klonovska, isto kao i Hana Kral, pokušava da prikupi djelove ljudskog sjećanja i da ih sačuva od zaborava. Sličnost je tim veća, što njenom interesovanju pripada tragična sudbina Jevreja, koji su u tako velikom broju živjeli u gradovima predratne Poljske. Da li je sve ovo izazvala trauma povezana sa posijetom logoru Aušvic-Birkenau u uzrastu od jedanaest godina? Ova gomila kose, kofera, cipela, naočara, filmova, fotografija, zgrada, miris spaljenih tijela, koji je uplovio u maštu tog  šokiranog, osetljivog djeteta, očigledno je ostavio ranu u njenoj psihi, koja se ne može izliječiti. Štaviše, produbile su se njene uspomene iz vremena studija. Kada je 1968. otpušten sa fakulteta jedan od najboljih ljekara i profesora, samo zato što je bio Jevrejin, odlučila je da provijeri zašto je ovaj narod bio izložen ne samo Nijemcima, već i nama Poljacima. Njen najdraži profesor, na kraju krajeva, bio je najbolji čovjek koga je ikada znala. Duguje mu svoj život i izbor studija. On se čak ni ne osjeća Jevrejinom. Nije napustio Poljsku, iako mu je to bilo predloženo. Ostao je ovdje, jer tu je rođen, odrastao, školovao se i radio, tu su živjeli njegovi djedovi i pradjedovi, tu je bila njegova domovina.
    Otada je svijesno i sistematski produbljivala znanje o svome narodu, čitala, posjećivala muzeje, spomenike, gledala filmove, reportaže, slušala muziku, i sastajala se sa ljudima. Ponekad joj je u tome pomagala nevjerovatana igra sudbine. Kako drugačije nazvati ono što je opisano u "Susretu" razgovor sa junakom u televizijiskoj reportaži, koju je gledala? Šta je bio ovaj događaj? Slučajnost ili sudbina? Nepredvidivost sudbine nas fascinira vjekovima. Drevni narodi su je personifikovali, poistovjećivali sa mnogim božanstvima.  Šta je Anu pokretalo? - nemilosrdnost i neizbežnost Ananke; ćerka Hidrosa i Gaja, majka svemoćnog Mojrasa, ili personifikacija predmeta, ili u svojim potezima blaža Tiha? Ili je to možda Tiha djelovala kao na sličnu njoj rimsku Fortunu?
Kako objasniti ovaj sklop okolnosti? Jednog dana autorka gleda reportažu sa Samuilom Vilenbergom, a sljedećeg ga sreće u Varšavi. Nije zbog toga išla tamo. Željela je da vidi u muzeju Zahenćje izložbu radova Ježija Novosjelskoga. U međuvremenu, nije samo vidjela izložbu skulptura, već i samoga Samuila Vilenberga. Ovo je posebno zanimljivo, jer je dokumentarni film o njemu za TV bio snimljen deset dugih godina ranije! Ne znam šta vodi čovjeka - slobodna volja, šansa, Bog, karma ili sudbina? Znam samo jedno, ono što dajete drugima, vraća se. Dakle, vrijedi, kao autorka u svom životu i njen Alter ego u djelima, pružati ljudima toplinu i interesovanje.
    Baš kao u priči "Prvi", gdje se profesionalna stručnost kombinuje sa dubokim humanizmom. Glavni lik je alkoholičar, ozbiljno bolestan, zapušten i odbojna olupina. Crvena koža koja se ljušti,  uobičajeni zadah od alkohola, međutim, ne izaziva ogorčenje, već želju da pomogne, što se prilično izvan dužnosti dermatologa. Njena nije dužnost da pacijenta usmijerava na rehabilitaciju, niti pomoć u izvlačenju čovječanstva utopljenog u alkoholu, da poslednjim trenucima njegovog života daje neku drugu dimenziju. Međutim, čini se da ponekad je dovoljno malo interesa, razumijevanja i ... srca. Ali, prvo ga morate imati. Željeti i biti u stanju podržati. Tako da ne se uvrijedi dostojanstvo i ponos. Svaki pacijent je prije svega čovjek. Nažalost, u poslijednje vrijeme prečesto tretiran samo kao interesantni, ili još gore, trivijalni slučaj bolesti ...
    Ne znam da li je čovječanstvo urođeno ili stečena humanost, ali tekstovi Ane Klonovske ispunjeni su nadom toliko da nada zaista postoji. Vrijedi pročitati ova posebna, registrovana u njenom srcu notama prema ljudima, događanjima, osjetiti ritam, melodiju i šarmom ispunjenih refleksija, koje u stvari nose one pozitivnu poruku, odišu toplinom i brižnošću, da čovjek čovjeku ne bude vuk nego prijatelj.

   Vanda Novik-Pala