NA SCHODACH ŚWIATA SŁÓW

 (O książce poetyckiej Barbary Wrońskiej „Skalary”)
Barbara Wrońska jest polonistką, poetką i animatorką kultury. Od lat związana ze środowiskiem artystycznym Krakowa i Kielc dała się poznać między innymi jako redaktor książek i almanachów poetyckich oraz współtwórczyni Teatru Promocji Poezji.  Jest więc typową humanistką. Tym bardziej fascynujący wydał mi się tytuł jej pierwszego tomiku wierszy. Skalar jest bowiem terminem matematycznym oznaczającym wielkość, której wartość charakteryzuje tylko jedna jedyna liczba (np. długość, szerokość, pole, objętość, czy temperatura). Czyżby przyświecało jej przekonanie Pitagorasa, że „liczba jest istotą wszystkich rzeczy”? Nie sądzę. Poezja jest bowiem melodią duszy unaoczniającą się nie w formie liczb lecz  szczególnych, w natchnieniu wybranych słów. A poeta położnikiem pomagającym się jej narodzić. Jest niemierzalna, nieprzewidywalna i płochliwa. Zjawia się i równie niespodzianie znika spłoszona nieostrożnym drgnieniem chwili. Dlatego tak trudno ją pochwycić i zatrzymać.  Nie będę więc przytaczała innych przypadków występowania nazwy skalar, tylko sięgnę do źródeł. Słowo to pochodzi z łaciny. Skalaris według słownika wyrazów obcych możemy rozumieć jako drabinowy, schodowy, wywodzi się zaś od scalae, co oznacza schody, szczeble lub drabinę. I tu tkwi tajemnica tytułu. Prosta i oczywista.  Spróbujmy więc wspiąć się na schody świata poezji Barbary Wrońskiej.

Przekonajmy się, czy zdołamy je pokonać.  Jak wygląda ten świat? Jest różnorodny. Dotyczy nie tylko spraw ogólnoludzkich lecz także osobistych, ważnych dla autorki, a więc i dla czytelnika, wszak nasze życie biegnie podobnymi ścieżkami. Świat słów otacza poetkę mnogością krzyżujących się orbit wyznaczających tory jej rozważaniom. Bo jest to poezja człowieka dojrzałego, który znalazł swoje miejsce na ziemi, zdążył oswoić bliższe i dalsze otoczenie, ma skrystalizowane poglądy, ułożone życie osobiste lecz wciąż poszukuje odpowiedzi na dręczące go pytania, zachwyca się i martwi, przeżywając  wszystko równie mocno jak kiedyś. I myśli przyglądając się uważnie sobie i innym.  Analiza kondycji ludzkiej we współczesnym świecie nie napawa poetki zbytnim optymizmem. Człowiek był i jest ułomny. Nie potrafi lub nie chce się dopasować do reguł rządzących światem, jest zakłamany i nietolerancyjny, bywa wyrachowany, zimny i okrutny. Zbyt często między jego słowami a mową ciała rozpościera się przepaść. W wierszu „Kim jesteś” autorka mówi: „Przebijasz mnie oczami/ zimnymi jak sztylet...” a „...mówisz”mocna jest jako śmierć miłość””. Nie wiem jednak, czy autorka doczeka  się odpowiedzi na tytułowe pytanie tego utworu. Jesteśmy aktorami na scenie świata, niestety, zbyt często obsadzonymi w niewłaściwej roli. Poetka nie oszczędza również siebie – ona też opanowała sztukę udawania – jest „monolitem” o „twarzy pokerzysty”, „tylko przez oczy/ prześwitują zgliszcza”/. Dlaczego ukrywa to, co ją boli? Przez zranioną dumę? Nie ma się z kim swym strapieniem podzielić, czy obawia się braku zrozumienia? A może nie chce nikogo obarczać ciężarem przeżyć, bo to nie wypada? Zamykamy się w sobie, przestajemy rozmawiać nawet z najbliższymi, co pogłębia poczucie samotności i wyobcowania. Coraz bardziej pochłania nas świat wirtualny. Więcej czasu spędzamy w towarzystwie telewizora i komputera, niż bliskich nam ludzi.  Nie budzimy sympatii w bliźnich, wręcz przeciwnie, często nasz widok, słowa lub zachowanie wyzwalają w nich niechęć, pogardę i agresję. Zestawienie starej suki i pokręconej reumatyzmem staruszki grzejącej obolałe nogi na słońcu nie pozostawia złudzeń: „ - Biedny pies – mówią/ mówią też:/ Obrzydliwe stare babsko, że też wstydu nie ma...”. Obserwując tego rodzaju ludzi trudno nauczyć się człowieczeństwa. Dlatego nie dziwi gorycz stwierdzenia zawartego w wierszu „Mój pies”: „Mój pies/... ogrzewa moje skostniałe serce/  zlizuje ból swoim ciepłym jęzorem/ … uczy mnie być/ człowiekiem”. Czyżbyśmy tylko od zwierząt mogli się uczyć empatii i tolerancji? Dlaczego przeszkadza nam odmienność poglądów i zainteresowań drugiego człowieka? Czasy się zmieniają, mentalność człowieka pozostaje jednak daleko w tyle. Jest wiele rzeczy, które wypada robić będąc jedynie młodym i to najlepiej mężczyzną. Zakazy, nakazy przekazywane od wieków z pokolenia na pokolenie kształtują nas od dzieciństwa i dopóki się to nie zmieni, zapewne nieraz jeszcze usłyszymy „Chciałabym/ z głową w chmurach/ potykać się o codzienność/ a słyszę tylko/ „infantylna stara wariatka”.    Jakim człowiekiem jest autorka? Na pewno inteligentnym, pełnym pasji, zdolnym do poświęceń, wrażliwym, czułym i kochającym. W wierszu poświęconym Szczęsnemu wzrusza prostotą wyznania „zwinięta w kąciku Twojego serca/ rozkwitam”. Miłość dodaje jej skrzydeł, napełnia radością i szczęściem, które jest skłonna wszystkim podarować, ostrzegając jednak „Tylko  nie zbliżajcie się do mnie/ bo/ spłoniecie/ od mojego/ żaru”. Ten wewnętrzny żar odczuwalny jest we wszystkich wierszach poświęconych kolejnym członkom rodziny. Nie ulega wątpliwości, że  jest ona jej opoką. Pomaga trwać, gdy nadchodzi nieuniknione, godzić się nawet ze śmiercią. Bo „Śmierć to tylko rzeka...” zauważa w wierszu poświęconym ojcu, wystarczy ją przepłynąć. Nic nie jest straszne, wszak każda rzeka ma drugi brzeg...  A w łódce czeka przecież niezawodny Charon. Styks toczy swe wody z nieskończoności w nieskończoność obmywając włości bezlitosnego boga świata zmarłych Hadesa z mieszczącym się w nim piekłem Tartaru i Elizjum dla ludzi prawych, jak jej ojciec. Nawiązanie do mitologii jest wyraźne, wszak Tartar pojawił się już wcześniej w jednym z wierszy o stworzeniu świata. Oprócz utworów bardzo osobistych, w tej niewielkiej książce znalazł się bowiem również cykl o tematyce filozoficznej.  W wierszu „Stworzenie” autorka posłusznie powtarza za Biblią, że „Na początku Bóg stworzył/ Niebo i Ziemię”, by dodać z goryczą „potem/ człowiek mozolnie odkrywał/ drogę do piekła”. Nic nie jest jednak jednoznaczne przynajmniej w kwestii powstania człowieka. W innym wierszu czytamy: „A kiedy otworzyło się niebo/ powstało Ono...”, doglądane przez rodziców „rosło nad podziw”, aż odtrąciwszy ich „Stało się człowiekiem”.  Jedno jest więc pewne - bycie człowiekiem nieodmiennie wiąże się ze złem. Skąd się jednak wziął na ziemi, skoro w jednym z wierszy poetka wyznaje: „Byłam tam/ gdzie tylko głos unosił się/ nad wodami/ Na jeden gest/ zastygło morze/ i stała się Ziemia”? Wyobraźnia poety nie zna granic terytorialnych ani czasowych, jest zdolna sprawić, by człowiek stał się świadkiem stworzenia świata. Bo jednak „Na Początku było Słowo/ i Bogiem było...” pisze, choć gdzieś na dnie wciąż rodzi się pełne wątpliwości pytanie „A jeśli to Bóg cudzy?”. Co ją tak niepokoi – twierdzenie, że Bogiem jest Słowo, czy mnogość wyznań? Wszak poetka jest człowiekiem światłym, wie, że na ziemi istnieją różne religie i ich odmiany. Dlatego pyta z obawą, czy przypadkiem nie błądzi. Za błędy się przecież płaci za życia i po śmierci.  Zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest już młoda, jej „czas wyhamował”, pozostało trwanie, borykanie się z życiem, dbanie o rodzinę  i mozolne pokonywanie stromizny schodów świata poezji. Jak wysoko uda się jej dojść? Mam nadzieję, że się niedługo przekonamy, bo prawdopodobnie nie poprzestanie na tej jednej książce, a następna na pewno dostarczy nam równie wiele przeżyć i tematów do przemyśleń, jak „Skalary”.

 

 

Wanda Nowik-Pala
Barbara Wrońska,„Skalary”, Dom Wydawnictw Naukowych, Kraków 2010.