[ A Chopin znów…]


(przekład z rosyjskiego: Mirosław Grudzień)

 

A Chopin znów nie szuka zysków,
Lecz, skrzydła biorąc, w locie w dal,
Tę jedną drogę wciąż przebija
Od " może być " do "tak być ma" .


Opłotki z wyłamaną dziurą,
Chałupki wbite w pakuł płaszcz,
Dwa klony tuż za trzecim, sznurem;
Sąsiedni rewir dalej masz…


Dzień cały strzegą klony dzieci ,
I gdy w noc lampka błyska gdzieś
Znakując liście jak serwetki,
Rozkrusza je ognisty deszcz.


I gdy na wylot je przewierci
Białych piramid ostry sztych,
W budkach z kasztanów, tam naprzeciw
Słyszysz? muzyka z okien grzmi.


To bucha z okien ton Chopina,
A z dołu - na ten czysty dźwięk
Wznosząc lichtarze kasztanowe,
W gwiazdy zagląda przeszły wiek.


Jak biją w Chopina sonacie,
W gigant-wahadła takt i stuk,
Zegary zajęć i rozjazdów
Bez śmierci , bez fermaty , znów!...


Zatem ponownie spod akacji
Popod paryskich koła bryk?
Jak życia trzęsąca się drynda
Wbiec , potknąć się i pomknąć w mig?


I dalej trąbić, gnać i dzwonić,
Spruwając tkanki ciała w krew
Znów rodzić szloch, lecz łez nie ronić
I nie umierać, nie umie …?!


I znów w powozie szorstką nocą
Gdzieś w gości jadąc, wieczny gość
Podsłuchać, jak wśród starych grobów
Śpiewają koła, liść - i kość.

 

W końcu się żachnąć jak kobieta,
Gdy musi strzymać zgiełk i gwałt
Wrzeszczących w mroku nachalników…
Uśpić fortepian w krzyża kształt?...


Gdy minie wiek - w obronie własnej
I wlokąc białych kwiatów kiść
Rozbić o płyty codzienności
Swoje skrzydlate "tak ma być".


I znów? W ofierze dźwięcznej kwieciu
Składając fortepianu szloch,
Całym stuleciem dziewiętnastym
Na stary chodnik runąć w proch.

 

 

Опять Шопен не ищет выгод,
Но, окрыляясь на лету,
Один прокладывает выход
Из вероятья в правоту.

 

Задворки с выломанным лазом,
Хибарки с паклей по бортам.
Два клена в ряд, за третьим, разом
Соседней Рейтарской квартал.


Весь день внимают клены детям,
Когда ж мы ночью лампу жжем
И листья, как салфетки, метим,
Крошатся огненным дождем.


Тогда, насквозь проколобродив
Штыками белых пирамид,
В шатрах каштановых напротив
Из окон музыка гремит.


Гремит Шопен, из окон грянув,
А снизу, под его эффект
Прямя подсвечники каштанов,
На звезды смотрит прошлый век.


Как бьют тогда в его сонате,
Качая маятник громад,
Часы разъездов и занятий,
И снов без смерти и фермат!


Итак, опять из-под акаций
Под экипажи парижан?
Опять бежать и спотыкаться,
Как жизни тряский дилижанс?


Опять трубить, и гнать, и звякать,
И, мякоть в кровь поря, — опять
Рождать рыданье, но не плакать,
Не умирать, не умирать?


Опять в сырую ночь в мальпосте
Проездом в гости из гостей
Подслушать пенье на погосте
Колес, и листьев, и костей.

 

В конце ж, как женщина, отпрянув
И чудом сдерживая прыть
Впотьмах приставших горлопанов,
Распятьем фортепьян застыть?


А век спустя, в самозащите
Задев за белые цветы,
Разбить о плиты общежитий
Плиту крылатой правоты.


Опять? И, посвятив соцветьям
Рояля гулкий ритуал,
Всем девятнадцатым столетьем
Упасть на старый тротуар.