URUČILA SAM TI...

Uručila sam ti iskru vlastite savesti,
dar imena i neseser.
Uručila sam ti drvo sa slike Van Goga.
Vikao si da nije moje. Jeste. O, kako da nije!
Delimo na pola kist, dušu isto, uho takođe.
Uručila sam ti moć ruke,
potok u tišini moga uma.
Jedno ti nisam uručila.
Kipa sa trga sile
sa očima zavezanim belim povezom,
zaspao je u tišini moje misli.

 

WRĘCZYŁAM CI....

Wręczyłam Ci iskrę własnego sumienia,
dar imienia i kosmetyczkę.
Wręczyłam Ci drzewo z obrazu Van Gogha.
Krzyczałeś, że nie moje. Jest. O jakże, nie!
Dzielimy na pół pędzel, duszę też, ucho także.
Wręczyłam Ci moc ręki,
strumyk w wyciszeniu mojego umysłu.
Jednego Ci nie wręczyłam.
Rzeźby z placu siły
z owiniętymi prześcieradłem oczami,
usnęła w czasie mojej myśli.

 

I HANDED OVER TO YOU

I handed over to you the spark of my own conscience,
the gift of a name and a cosmetics bag.
I handed over the tree from the Van Gogh painting.
You screamed that it wasn’t mine. It is. Oh, how could it not be!
We divide the paintbrush in half, the soul too, and the ear.
I gave over to you the power of my hands,
the stream in the quietening of my mind.
One thing I did not hand over.
The sculpture from the emptied
square of power
with its eyes wrapped in sheets.
She fell asleep while I was thinking.

 

​ ŽENA

Ženski žar oslanja se
na tropskim biljkama.
Njen pev znaju ptice.
Raznose ga od istoka prema jugu,
od severa prema zapadu.
Ritmovi se ukrštaju. Nema dosade.
Pada duboko nezavisnost,
kada ima za to vremena.
Brine se zbog reči, oblika
i daha večeri.
Obezbeđuje tišinu.
Zna spavati. Pružati ruke.
I veruje jako u lepotu dana,
elastičnost pramenova i čistinu prostranstva.
Ona je kao haljina od raznovrsnih tkanina i boja,
duga nade kad odlazi.
U srcu nosi komadić gvožđa,
da sve ne bude previše nežno.
Njena molitva to su oči,
zelene, crne, smeđe, plave
i Bog zna kakve još.
Izlazi bosa na kišicu,
misleći, da će se vreme ubrzo promeniti.
Ne traži previše od nje,
sama će uraditi.
Ima plašt,
portret na duši
i otadžbinu u štiklama.
Veruj joj, a ona će ti pokloniti
dugi sunčani trenutak.

KOBIETA

Żar kobiety polega
na egzotycznych roślinach.
Jej śpiew znają ptaki.
Roznoszą go od wschodu do południa,
od północy do zachodu.
Rytmy się krzyżują. Nie ma nudy.
Popada głęboko w niezależność,
gdy ma na to czas.
Niepokoi się słowem, kształtem
i oddechem wieczoru.
Oznajmia ciszę.
Umie spać. Prostować ręce.
I wierzy bardzo w piękno dnia,
elastyczność promieni i czystość przestrzeni.
Jest suknią z różnorodnych tkanin i kolorów,
tęczą nadziei, kiedy odchodzi.
W sercu ma odłamek żelaza,
żeby wszystko nie było zbyt delikatne.
Jej modlitwa to oczy,
zielone, czarne, piwne, niebieskie
i Bóg wie jakie jeszcze.
Wychodzi boso na mżawkę,
myśląc że pogoda się zaraz zmieni.
Nie wymagać za dużo od niej,
sama zrobi.
Ma płaszcz,
portret na duszy
i ojczyznę w obcasach.
Wierz jej, ona ci podaruje
długą chwilę słońca.

WOMAN

Her fire
comes from exotic plants.
The birds know her song.
They carry it from the east to the south,
from the north to the east.
Rhythms cross. No time for boredom.
She falls deep into dependency,
when she has time.
Worried by words, shapes
and the breath of the evening.
She announces silence.
She knows how to sleep. To straighten her hands.
And believes so much in the beauty of the day,
the elasticity of the rays and the clarity of space.
She is a dress of materials and colours from everywhere,
the rainbow of hope when it disappears.
There is a broken-off piece of iron in her heart,
so it should not all be so delicate.
Her prayers are eyes,
green, black, brown, blue
and God knows what other colours.
She walks barefoot in the drizzle,
sure that the weather is about to change.
No need to ask,
she’ll do it herself.
She has an overcoat,
a portrait on her soul
and the fatherland in her high heels.
Believe her, and she’ll give you
one long moment of sun.


​PRESTANI

Prestani pozivati hitna kola tišine,
znaš da sam nemir
i čaša vina što drhti.
Prestani me oblačiti u ružičasto,
znaš da sam vjenčanica
i bordo šešir,
baršun na kojem spavaš,
misao, koja ti daje čar,
treptaj vene u snu
i ulična lampa između tamnih zidova.

Prestani mi govoriti o mojoj slabosti,
znaš da sam Mont Everest
i Berlin pobjede,
jug u krvi ratova
i štit u beznadežnosti bitaka.
Ne govori o meni: oblak posipan pijeskom.
Ja sam oblak u kojem stanuju
anđeli smrti tuge
i nada izbledjele gomile.

PRZESTAŃ

Przestań wołać pogotowie ciszy,
przecież jestem niepokojem
i szklanką wina co drży.
Przestań mnie ubierać na różowo,
przecież jestem suknią ślubną
i bordowym kapeluszem,
aksamitem na którym śpisz,
myślą, która ci uroku nadaje,
trzepotem żyłki we śnie
i latarnią wśród ciemnych murów.

Przestań mnie wyzywać od słabych,
przecież jestem Mont Everestem
i Berlinem zwycięstwa,
południem we krwi wojen
i tarczą w beznadziei bitew.
Nie mów o mnie: obłok posypany piaskiem.
Jestem obłokiem w którym mieszkają
aniołowie śmierci smutku
i nadzieja ginącego tumultu.

STOP

Stop calling the ambulance
of silence
I’m disturbance,
a glass of wine that shudders.
Stop dressing me in pink,
I’m a wedding dress
a rich burgundy hat
the velvet you sleep on,
the thought that makes you beautiful,
the stuttering veins in your sleep
and a lantern surrounded by dark walls.

Stop calling me weak,
I’m Mount Everest
victorious Berlin,
South in the blood of wars
a shield in hopeless battles.
Don’t say of me: a cloud scattered with sand.
I’m a cloud which houses
the angels of death, of sadness,
hope in the uproar,
the disappearing crowd



 BOL

Volim taj bol. Ja sam njegova majka.
Nositeljica od rođenja. Devet mjeseci
to je kap u moru. Moj prvi plač
od sviježe krvi još...to je njegov prvi
sumrak. Njegujem ga bordo nebom.
Kupam ga u kadi lica. Oblačim ga u
nadu – sutra ćeš biti stariji, zreliji,
izrazitiji...O, Bože kako tu, kako
da se ne rastanem s njim. Znaš da on iz nevinosti
čiste postoji. Koga ću grliti¸
kad posljednja jesen zašumi na mom drvetu...

 

BÓL

Kocham ten ból. Matką jego jestem.
Nosicielką od urodzenia. Dziewięć miesięcy
to kropla w morzu. Mój pierwszy płacz
z krwi świeżej jeszcze...to jego pierwszy
zmierzch. Pielęgnuję go niebem bordowym.
Kąpię go w wannie twarzy. Ubieram w
otuchę-jutro będziesz starszy, dojrzalszy,
wyrazisty.... O, Boże jakże, jakże tutaj
nie rozstać się z nim. Przecież z niewinności
czystej istnieje. Kogo będę utulać,
gdy ostatnia jesień zaszumi na moim drzewie...

 

PAIN

I love that pain. I’m his mother.
I’ve carried him from birth. Nine months
is a drop in the ocean. My first cry
with blood still fresh... his first
dusk. I treat his skin with a burgundy sky.
I bathe him in my face. I dress him
in comfort – tomorrow you’ll be older, more
mature, more distinct...oh God, how,
how not to leave him now. He exists, after all,
out of sheer innocence. Who else will I hold
when my last autumn rustles the tree...

 

***

Dođi ovamo! Pogledaj! Razbila sam lice.
Vlastito. Pretrešću svako malo.
U tim prokletim mrvicama
otkriti ću tamnu vasionu.
Propašću u klopku ostvarenja.
Moju zlatonosnu kožu namazaću uljem.
Jaspid progutaću. Taj sa jezika,
sa kojim si dijelio naše dane.
Baš zbog toga, da se osjetim dragocjena,
kao ta haljina što visi
za milion dana posla. Glupost,
slijepoća, grijeh, što se bavim
takvim pronalaskom. Ako ne ja onda on.
Dvijesta godina star žipon bez čipke noći.


***

Chodź tutaj! Zobacz! Stłukłam twarz.
Własną. Zrewiduję każdą odrobinę.
W tych przeklętych okruchach
odkryję ciemny wszechświat.
Wpadnę do sidła urzeczywistnienia.
Moją złotonośną cerę posmarują olejem.
Jadłospis połknę. Ten z języka,
z którym dzieliłeś nasze dni.
Tak, aby się poczuć drogocenną.
Jak ta sukienka co wisi
za milion dni pracy. Głupota,
ślepota, grzech, że zajmuję się
takim wynalazkiem. Jak nie ja to ona.
Dwieście lat starsza halka bez koronki nocy....

Untitled

Come here! Look! I broke a face.
My own. I examine every little piece.
In these cursed fragments
I discover the dark universe.
I fall into the trap
of coming true.
They rub my gold-carrying skin with oil.
I’ll swallow the menu. The one from the language
in which you divided our days.
Yes, to feel valuable.
As that dress which hangs there
for a million days of work. Stupidity,
blindness, sin, that I involve myself
in such a discovery. If it’s not me it’s her.
A petticoat, two hundred years older, without the lace of night