Kres pewnego lata

jeszcze tylko liście
w dłoni zaciskam
bo możesz nie wiedzieć
że ponownie
w sobie załamany
wewnątrz pusty
gdy coraz mniejsza
w oddali znikasz
przerażony jestem
bo nigdy
nie wystarczająco siebie
nie pozostawiłem w tobie
wszystko co między nami
będzie czasem zapomnienia
liściem jesiennym
na zawsze owiniętym


Martwe poranki

poranki nie żyją
bez znamiona
twojego dotyku
poranki nie żyją
niewidzialny odcisk
opuszczony głos
czy ty w ogóle wiesz
ilekroć imię
twe wołałem
jak długo obraz
twój nosiłem w sobie
poranki nie żyją
że ciche życzenia
smak ust
już nie czuję
dawno temu
słowa o miłości
po drugiej stronie
zastygły wołając cię

 

Veso Pirnat-Brolski – Koper, Słowenia