Arkadiusz Frania

Huczące wiersze

Książka Nedeljka Terzicia „Huk ciszy” zatrzymuje uwagę czytelnika już samym tytułem-oksymoronem, kojarzącym się miłośnikom poezji polskiej XX wieku ze słynną metaforą „gromobicie ciszy” z liryku „Z Tatr” Juliana Przybosia.
Utwory serbskiego poety, z którymi mamy możliwość zapoznać się dzięki wysiłkowi translatorskiemu Olgi Lalić-Krowickiej, to zapis podejmowanych bezustannie prób nawiązania dialogu między kobietą i mężczyzną. Przestrzeń łączących i różniących ich emocji jest rzeczywistością złożoną i nieoczywistą (to nie teren, lecz raczej poligon), przez co staje się bardziej pociągająca, wymagając szczególnej pielęgnacji (znamiennie brzmi tytuł części I tomu: „Czy jesteś świadoma tego o ile jest podobne to wszystko co nas rozróżnia”.
W wierszu „Huk ciszy” otwierającym zbiór czytamy:
„Gdy wypuściliśmy naszą podziemną rzekę
i wszystkie jej dopływy,
słychać było straszny huk
wodospadów” (s. 7)

Passus proponuję zinterpretować jako obraz namiętności i pożądania, zaborczości kochanków, choć znajdziemy i wyraz pokory: „doczekaliśmy jacyś malutcy / i całkowicie zimni” (s. 7). Uzupełnieniem cytatu niech będzie wyimek o większym nasyceniu sokami ciała i natury: „Byliśmy gorący i zimni i zmoczeni przez pot / i pierwsze krople rosy” (s. 13); pochodzi on z wiersza „Słodkie umieranie Savskiego cveta” nawiązującego, jak podaje objaśnienie, do zjawiska Savski cvet mającego miejsce pod koniec lipca nad rzeką Savą: „tysiące białych motyli składało jajka nad brzegiem rzeki, a potem odlatywało nad wodę zakrywając powierzchnie” (s. 14). W przywołanym utworze sensualizm rozgorączkowanych w miłosnym upojeniu ciał partnerów przenika się z energią przyrody:
„W tej samej chwili poczuliśmy na ogrzanych wargach,
jak się rozprzestrzenia pocałunek ważki,
niczym rozżarzony trzepot. [...]
Pierwszy Savski cvet wyłonił się jak podczas wichury
dokonał małego lotu znad mojej głowy
zatrzymał się i znad Twojego nagiego ciała
odfrunął, żeby umrzeć ze szczęścia. [...]
Złączyliśmy mocno w cielesnym objęciu
Północny i Południowy biegun
Wschodnią i Zachodnią stronę,
dopóki w nas nie krzyknęło dziecko” (s. 13)

 

Motyw motyla wiedzie moje skojarzenia lekturowe do wiersza „Motyle” Ludmiły Marjańskiej z tomu „Prześwit” (Warszawa 1994, [s. 11]):
„W wietrzny dzień lata
setki brązowych motyli –
nakrapianych błękitną plamą
pawich oczek –
gasło na mokrym piachu
ze stulonymi skrzydłami.
Dziecko ze łzami w oczach
zbierało je ostrożnie,
przenosiło na wydmy
porośnięte suchą trawą,
próbowało ożywić oddechem.

Słoneczna plaża stała się cmentarzem,
wakacje pierwszą lekcją umierania”

Autorka zdaje się mówić „memento mori” bez bufonady, patosu, kaznodziejstwa. Siła liryczna tych wyrazów tkwi w ich niby-sprawozdawczości i dojmującej puencie: pierwsza jedenastowersowa część opisowa paraliżuje, a dwie ostatnie linijki już tylko poświadczają wypowiedziany wcześniej sens. Można odnieść wrażenie, iż pozostajemy sam na sam z uświadomioną nagle okrutną wiedzą. Ludmiła Marjańska ukazała chwilę zetknięcia dwóch stanów (ludzkiego) bytu, uchwyciła moment przeobrażania się natury; antynomiczna budowa rzeczywistości lirycznej zderza: życie – śmierć; wodę (mokry piach, łzy) – słońce (słoneczna plaża).
Spośród zjawisk symbolizowanych przez motyla wymieńmy kilka: dążenie do światła; życie; śmierć; nieśmiertelność, zmartwychwstanie, dusza, Psyche; intuicja; miłość; szczęście; kolorowe piękno; przemijanie, marność (Władysław Kopaliński, „Słownik symboli”, wyd. IV, Warszawa 1997, s. 236).
Elementy natury służą człowiekowi, jak choćby stary orzech, z którego mężczyzna obserwuje rozkwitające ciało wybranki pęczniejące falą hormonów („Ortodoksyjne spojrzenia”). W „Tylko dwa kroki” natomiast bohater „informuje”: „Teraz chadzam po stuletnich koronach / platanów” (s. 26).
Ochładzanie się doznań, wypalanie się wspólnych zmysłowo-mentalnych płaszczyzn, rozrywanie planów na życie znalazło odbicie w bolesnym meldunku botanicznym: „owady umierają masowo w parkach” (s. 19). Mamy tu do czynienia właściwie nie tylko z uzupełnieniem, lecz z przejęciem przez tę metaforę funkcji wypowiedzenia odczuć. Liryk „Dlaczego schowaliśmy się” rozpoczyna złowieszcze stwierdzenie: „Zaniepokoił nas lot pszczoły” (s. 31), zapowiadające trudną do nazwania małą intymną katastrofę – sytuację bez wyjścia: „ugrzęźliśmy w błędzie, / my, przed kosmosem / całkiem nadzy na zimnej ziemi” (s. 31).
Rozmowa (głos i milczenie) dzieje się między ustami i umysłami w obecności flory, która nie tylko rozszerza perspektywę, ale głównie oddala od siebie parę ukochanych, bezowocnie szukających porozumienia i wzajemności głosu:
„krzyki [...]
wściekle przelatują przez kaniony,
znad przerzedzonych lasów,
i przechodzą przez wąwozy
starych i suchych gór” (s. 32)

Z kolei w „Bezimiennej” terytorium ograniczono, a właściwie zamknięto w kubaturze, wymiarach architektonicznych, gdy ściany potęgują chłód współżycia „nasze dwie różne istoty / po przeciwnych stronach pomieszczeń, / które zawsze się nawzajem obserwują” (s. 34). Chciałbym jeszcze zestawić dwa fragmenty definitywnie obwieszczające śmierć uczucia (wątek psucia się, rozpadu, gnicia): „zgniły owoc stoczył się / do otchłani” (s. 39) – „Pospiesz się, żeby na czas wrócić / po swoje resztki, które delikatnie we mnie gniją” (s. 42).
W świat damsko-męskich relacji wkradają się co rusz złudność i nierealność; podmiot liryczny tekstu „Zdejmij dłonie z oczu” wyznaje adresatce, że pisze „wielki poemat o Twoim pochodzie na szczyty / rozbitych obłoków pełnych iluzji” (s. 11). Kobieta to istota pełna sprzeczności, nieodgadniona, niepoddająca się zaborczym zapędom oblubieńca, który jednak uznaje swoją małość i bezradność: „jestem zbyt młodym myśliwym / wobec wszystkich Twoich mileniów” (s. 12). Warto podkreślić, iż zasygnalizowanemu w powyższym fragmencie czasowej niemierzalności kobiety („wszystkie Twoje milenia”) towarzyszy geograficzna pełnia, krajobrazowe nieokiełznanie: „za Twoimi plecami / widziałem przestrzenie, / po których przechodziłaś” (s. 12).
Uczucie jawi się w kategoriach salto mortale, niebezpiecznego balansowania na krawędzi, nad czeluścią, przyciągającą ezoterycznym urokiem, jakąś tajemną siłą. Z „Wyżej kosmicznych przestrzeni” wynotujmy:
„Na pewno na tej drodze
możemy się spotkać na przeciągniętej nici,
na ostatnim śladzie komety Halleya. [...]
niżej nie ma błękitnej przepaści,
niżej są kosmiczne pejzaże
bez twardego tła,
a gdzie się zatrzymamy,
my akrobaci z cyrku „Ziemia”,
czy tylko Kosmos o tym wie?” (s. 17, 18)

Nedeljko Terzić proponuje czytelnikowi lirykę erupcji, poezję wielu słów, zdań długich odzwierciedlających żar miłosnych powrotów i odejść, wyrzutów, zamartwień i tęsknoty.

 

„Huczące wiersze” [recenzja zbioru wierszy Nedeljka Terzicia, „Huk ciszy”, przekład z języka serbskiego Olga Lalić-Krowickiej Krosno 2014], „Krytyka Literacka” 2004, nr 9.

 

JB Cookies